"Jeden z dziesięciu" to teleturniej emitowany przez TVP od niespełna trzech dekad. W ostatnim odcinku Tadeusz Sznuk był świadkiem pobicia rekordu przez Artura Baranowskiego, który zdobył 803 punkty za 40 pytań. Uczestnik odpowiedział bezbłędnie na trzy finałowe pytania, po czym przyjął "na siebie" wszystkie następne, odpowiadając na nie prawidłowo.
Dziennikarz "Faktu" odwiedził rodzinną miejscowość Baranowskiego. We wsi Śliwniki pod Zgierzem, położonej w województwie łódzkim, reporter porozmawiał z sąsiadami Artura, którzy nie kryli podziwu wobec osiągniętego wyniku.
Dowiedzieliśmy się z internetu. To było duże zaskoczenie; Tak rozgromił rywali, że szacun - skomentowali dla "Faktu".
Sąsiedzi zwycięzcy "Jeden z dziesięciu" oraz jego ojciec zabrali głos w sprawie pobicia rekordu przez Artura Baranowskiego
Z kolei wójt Śliwników zdradził, że uczestnik "Jeden z dziesięciu" od zawsze wykazywał się imponującą wiedzą. Jego osiągnięcia w szkole również nie pozostawiały wątpliwości, iż Artur jest osobą niezwykle inteligentną.
To zdolny, bardzo skromny chłopak. Byłem mu pogratulować. Dobrze się uczył. Sprawy komputerowe były jego perełką. Opanowanie, zero tremy. Na wszystkie tematy, z każdej dziedziny, miał odpowiedź. A to były trudne, bardzo trudne pytania - powiedział wójt.
Głos w sprawie zabrał również ojciec Artura. Piotr Baranowski nie krył dumy i wspomniał, że syn już od najmłodszych lat wykazywał się niezwykłą inteligencją. Świadczyły o tym jego stopnie oraz zamiłowanie do książek.
Zawsze był za książkami. Syn sobie w szkole dawał radę bez żadnych korepetycji. Był zdolnym uczniem. Na studiach też dawał sobie radę. Nie namawiałem go. Ma dużo wiedzy. Miał też szczęście - przekazał Piotr Baranowski.
Ojciec uczestnika w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" zaznaczył również, że syn po powrocie do domu, niespecjalnie chwalił się swoim sukcesem.
Artur nie spał do późna i cały czas odbierał telefony albo odpisywał na wiadomości. Dziś cały dzień śpi. Nie ma już siły rozmawiać z dziennikarzami - tłumaczył dwa dni po wygranej syna.
Piotr Baranowski zaznaczył również, że pod ich domem pojawia się coraz więcej dziennikarzy, co zaczęło męczyć już jego syna. Jednemu z nich miał nawet napisać wiadomość, że już nie mieszka Śliwnikach.