Olga Bończyk od wielu lat wykonuje podczas swoich recitali przeboje z repertuaru Zbigniewa Wodeckiego. Ceniona aktorka i wokalistka poznała go pod koniec lat 90. podczas wspólnej pracy nad jednym z koncertów telewizyjnych z serii "Co nam w duszy gra?". Szybko nawiązali przyjacielską relację, która zaowocowała kilkoma wspólnymi muzycznymi przedsięwzięciami.
Kolorowe czasopisma z czasem zaczęły rozpisywać się o ich bliskich stosunkach. Choć oboje odcinali się od sensacyjnych doniesień, 56-latka między słowami dawała do zrozumienia, że Zbigniew Wodecki był jednym z najważniejszych mężczyzn w jej życiu. Plotki przybrały na sile po premierze utworu o wymownym tytule "Więcej niż kochanek" dedykowanego właśnie niezapomnianemu muzykowi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Olga Bończyk opowiada o Zbigniewie Wodeckim
22 maja minie już 7 lat od śmierci ulubieńca publiczności. Kolejne pokolenia artystów sięgają po utwory z jego bogatego repertuaru. Ponadto na kulturalnej mapie Krakowa od kilku lat gości Wodecki Twist Festival poświęcony pamięci wybitnego instrumentalisty.
Zbigniew Wodecki często powraca również we wspomnieniach jego przyjaciół. Muzyk posiadał cenną umiejętność zjednywania sobie ludzi. Potwierdziła to również wspomniana Olga Bończyk, która przeżyła z nim wiele pięknych chwil.
Zbyszek z całą pewnością był osobą, która z ogromną łatwością nawiązywała kontakty - czy to z publicznością czy z ludźmi spotkanymi na ulicy. Był absolutnie ponadprzeciętnie empatyczny, więc miał łatwość komunikowania się. (...) Kiedy się z nim rozmawiało, w ogóle się nie czuło tego, że on jest tak wielkim artystą i mógłby na przykład chcieć się odizolować od publiczności, która nieustająco chce autograf albo zdjęcie. Był niezwykle cierpliwy - zdradziła w rozmowie z Plejadą.
Wodecki zmarł wskutek rozległego udaru mózgu, do którego doszło kilkanaście dni po operacji wszczepienia bajpasów. Dawna gwiazda serialu "Na dobre i na złe" zdradziła, jak wyglądały ostatnie chwile artysty.
Oczywiście pod koniec życia był też mocno zmęczony i ta jego choroba bardzo mu doskwierała. Sam się nie napraszał i czasami też unikał tych kontaktów, ale jego natura zawsze ciągnęła go do ludzi, choć tak naprawdę życiowo był samotnikiem. Mimo że był trochę "jaskiniowy", to uwielbiał ludzi. Uwielbiał z nimi rozmawiać, uwielbiał ich słuchać i uwielbiał biesiadować - dodała na zakończenie.
Rodzina wokalisty nie będzie raczej szczególnie zadowolona z powodu publikacji kolejnych wspomnień aktorki...