Wciąż nie milkną echa ostatniej afery z udziałem Anny Lewandowskiej. Odkąd w weekend celebrytka zdecydowała się pokazać, jaki ma do siebie "dystans", udostępniając, jak tańczy z doczepionym brzuchem i wielką, sztuczną pupą, mierzy się z krytyką.
Choć za sprawą niecodziennego przebrania ukochana Roberta chciała zwrócić uwagę na problem "body shamingu", nie wszyscy docenili jej "starania". Udawanie otyłej przez wysportowaną trenerkę skrytykowała między innymi Maja Staśko. Aktywistka poświęciła "wyczynowi" mamy Klary i Laury obszerny wpis na instagramowym profilu, zarzucając jej między innymi brak empatii.
Pod postem zaangażowanej w kwestie równości publicystki zrodziła się dyskusja. Choć większość opowiedziała się za Staśko, krytykując działania Lewej, znaleźli się i tacy, którzy postanowili stanąć po stronie żony piłkarza, a wśród nich Olga Frycz.
Aj jaj jaj... Cóż za przykry i niesprawiedliwy post. I to kobieta kobiecie. Smutne - zaczyna aktorka i przytacza słowa aktywistki:
I te zdania: "Jako szczupła i bogata osoba (Anna Lewandowska) nie musiała się zmagać z mnóstwem problemów”. Aha. Oraz zdanie, w którym piszesz, że Ania Lewandowska oparła swoją karierę na przedstawieniu grubych jako "przed" - tych do poprawy, itd.
Następnie córka Jana Frycza broni Lewej, twierdząc, że przecież jako sportowiec "nie będzie popularyzowała otyłości":
Ech. To naprawdę smutno się czyta. Pamiętaj dziewczyno, że Ania Lewandowska jest przede wszystkim sportowcem lub sportowczynią, jak kto woli. Jest wielokrotną medalistką mistrzostw świata, Europy i Polski w karate, więc też trudno od niej wymagać, że będzie popularyzowała w internecie otyłość, a raczej swoimi działaniami niedziwne, że wspiera kobiety, które nie do końca czują się wygodnie ze swoją wagą i zależy im na poprawie sylwetki i zdrowiu (tak, są dziewczyny, dla których to ważne) - pisze Olga i dodaje na zakończenie:
Nie bardzo rozumiem, po co tyle krzywdzących słów pod adresem Ani w twoim poście. I ten fragment o wystawnym życiu obok bogatych partnerów. OBRZYDLIWE.
Staśko postanowiła nie pozostawiać uwag Frycz bez odpowiedzi. Na jej InstaStories pojawiła się seria wpisów, w których rozkłada na czynniki pierwsze wypowiedź aktorki, zaczynając od nazwania jej słów "piramidalnym nieporozumieniem".
Na wstępie Maja odniosła się do fragmentu, dotyczącego komfortowej sytuacji materialnej Ani.
Szczupłe i bogate osoby nie mierzą się z wieloma problemami, z którymi mierzą się osoby grube i biedne. To jest fakt. Mogą się mierzyć z mnóstwem innych i nikt temu nie zaprzecza. Ale nie wiedzą na przykład, jak to jest nie być poprawnie zdiagnozowaną, bo lekarz mówi "schudnij" na każde schorzenie. Albo jak to jest nie mieć pieniędzy na jedzenie, więc jeść to, co najtańsze - mrożoną pizzę albo zapiekankę. Po prostu to są problemy obce szczupłym i bogatym osobom - argumentuje swoje wcześniejsze słowa.
Staśko wskazuje również na to, że bycie sportowcem nie usprawiedliwia szydzenia z otyłości:
Fakt, że ktoś jest związany ze sportem, nie oznacza, że ma prawo wyśmiewać grube osoby. To jest wybór - po czyjej stronie stoimy. Sportowcy i osoby szczupłe też mogą wspierać osoby grube i walczyć z dyskryminacją ze względu na wagę. To jest wybór, nie determinuje go kształt ciała czy sportowa przeszłość.
Aktywistka w swoim wyjaśnieniu wskazuje na to, że nie ma żadnego logicznego argumentu, który miałby usprawiedliwiać to, co zrobiła trenerka:
Anna Lewandowska zrobiła prześmiewczy filmik jako rzekomo gruba osoba. To był "fat shaming". Wystarczyłoby go nie robić. Niedyskryminowanie osób to nie jest żadna popularyzacja otyłości. Oddanie głosu grubym osobom to nie jest promocja otyłości. To są osoby, które żyją jako wielowymiarowe osoby, a nie chodzące definicje otyłości. Sprowadzanie ich do choroby jest okrutne - rozpisuje się publicystka i kontynuuje, odnosząc się do słów Olgi na temat tego, że Ania wspiera kobiety w walce o lepszą sylwetkę.
Też wspieram te kobiety, co nie oznacza, że robię śmieszny filmik w przebraniu grubej osoby, albo pokazuję inne ciała jako "przed". Można - trzeba wspierać kobiety bez dyskryminacji innych kobiet! - apeluje i na zakończenie jeszcze raz wskazuje na ważny argument pieniędzy:
To jest fakt. Nie udawajmy, że pieniądze nie mają żadnego znaczenia w wyglądzie naszych ciał. Siłownia, dieta, zabiegi - to wszystko kosztuje! Pieniądze mają wielkie znaczenie przy dążeniu do wymaganej sylwetki - zaznacza. Uczciwe byłoby mówienie o tym wprost, a nie udawanie, że wszyscy mamy identyczne szanse i możliwości. Bo przez te osoby, które ich nie mają - pracują na dwie zmiany, mają kilkoro dzieci, chorują na depresję - czują, że to ich wina, że nie chudną. Czują się gorsze, leniwe i bezwartościowe. A mogą być po prostu niezamożne albo chore - czytamy.
Ma rację?