Wciąż nie milką echa ostatniego incydentu z udziałem Jerzego Stuhra. Przypomnijmy, że w poniedziałkowy wieczór media obiegły doniesienia o wypadku spowodowanym przez aktora w Krakowie. Jak poinformowała wówczas TVP Info, 75-latek miał potrącić motocyklistę swoim lexusem, po czym rzekomo próbować zbiec z miejsca zdarzenia. W momencie kolizji aktor miał 0,7 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Jak ustalił "Super Express", feralnego wieczora Stuhr miał być gościem na spotkaniu poświęconemu Jerzemu Treli w Małopolskim Ogrodzie Sztuki.
Zobacz również: Małgorzata Rozenek przemówiła na temat Jerzego Stuhra: "Nie łączyłabym tego ze sprawami politycznymi"
Jerzy Stuhr zdążył już wydać oficjalne oświadczenie za pośrednictwem facebookowego profilu swojego syna Macieja Stuhra. Aktor otwarcie przyznał, że żałuje swojego postępowania i zapowiedział pełną współpracę z organami odpowiedzialnymi za wyjaśnienie incydentu. Przy okazji zdementował również informacje o próbie ucieczki z miejsca wypadku.
(...) Chciałem zapewnić, że wbrew doniesieniom medialnym, nie zbiegłem z miejsca zdarzenia, lecz zatrzymałem się na życzenie jego uczestnika i razem oczekiwaliśmy na przyjazd policji - napisał w oświadczeniu.
Aferę wokół Jerzego Stuhra skomentowało już wielu przedstawicieli świata polskich mediów oraz show biznesu. Zachowanie aktora stanowczo potępiły m.in. Małgorzata Rozenek oraz Karolina Korwin Piotrowska, która podkreśliła, że dla kierowców prowadzących pod wpływem nie powinno się mieć litości. Okazuje się, że podobnego zdania jest również Olgierd Łukaszewicz, który w latach 80. wraz ze Stuhrem wystąpił w kultowej komedii "Seksmisja". Aktor i prezes ZASP odniósł się do incydentu z udziałem kolegi po fachu w rozmowie z "Super Expressem", otwarcie twierdząc, że 75-latek powinien ponieść zasłużone konsekwencje swojego wybryku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz również: Karolina Korwin Piotrowska o Jerzym S.: "SĄ TAKSÓWKI! Zero litości dla kierowców pod wpływem"
Szkoda, że tak się zachował - powiedział "SE", ale zaraz podkreślił, że Jerzy Stuhr powinien być traktowany na równi z innymi obywatelami. Jak zapewnił, gdyby to on był na miejscu kolegi, pokornie poddałby się karze przewidzianej w podobnych okolicznościach. Jego zdaniem Stuhr powinien zrobić to samo.
Powinien ponieść taką karę jak każdy obywatel. Tak powinien by traktowany. Jak każdy z nas. Gdyby mi się coś takiego zdarzyło, mówiłbym to samo. Chciałbym wtedy ponieść takie konsekwencje, jakie w takim przypadku są przewidziane. I on też tak musi! - stwierdził dobitnie w rozmowie z "Super Expressem".
Łukaszewicz podkreślił również, że fakt, iż Stuhr jest znanym i zasłużonym aktorem, nie ma w tym wypadku żadnego znaczenia. Według 76-latka artysta nie powinien dostać taryfy ulgowej ze względu na swój dorobek. Jak wiemy, próbowano tak "bronić" Beaty Kozidrak, która po pijaku urządziła sobie rajd ulicami Warszawy jesienią tamtego roku.
Nieważne, jak Jerzy jest znany i jakie ma zasługi artystyczne. Musi być potraktowany jak każdy inny Polak - dodał.
Choć wielu publicznie potępiło zachowanie Jerzego Stuhra, w mediach nie zabrakło także głosów bardziej przychylnych aktorowi. We wtorek głos w sprawie afery wokół 75-latka za pośrednictwem Twittera zabrał Tomasz Lis. W swoim wpisie dziennikarz określił jazdę aktora pod wpływem alkoholu mianem... "potknięcia". Przy okazji podkreślił, że Stuhr wciąż pozostaje "wybitnym artystą", a jego przewinienie podda ocenie sąd.
Potknięcie wybitnego aktora, do którego - nie ukrywając niczego - się przyznaje, wywołało ekstazę propagandzistów i wielu zwolenników władzy. Jerzy Stuhr nadal jest wybitnym artystą i aktorem, a nie celebrytą. Potknięcie zaś oceni wolny sąd, czyli tak jak być powinno. I tyle - napisał Lis.
Wielu internautom wyraźnie nie spodobało się użyte przez dziennikarza sformułowanie, o czym zresztą nie zapomnieli poinformować go w komentarzach pod postem.
Potknięcie to jakby się spóźnił na sztukę albo pomylił kwestię. On jechał po alkoholu samochodem. Nazywajmy rzeczy po imieniu - napisała jedna z użytkowniczek.
Nie stosujmy podwójnych standardów. Sławny i lubiany aktor musi ponieść konsekwencje swojego "potknięcia" podobnie jak osoba niepubliczna. I proszę pamiętać, że to "potknięcie" mogło kosztować kogoś utratę życia i zdrowia. W sprawach zagrożenia życia nie może być taryfy ulgowej! - napisała posłanka Lewicy Wanda Nowicka.
Też myślicie, że jazdę pod wpływem można nazwać "potknięciem"?