Choć z początku wykupienie praw do programu Love Island wydawało się dość ryzykownym posunięciem ze strony Polsatu, zaangażowanie wiernych fanów szybko udowodniło, że inwestycja się opłaci. Nawet kilka miesięcy po zakończeniu emisji pierwszego sezonu w sieci nadal huczy o miłosnych perypetiach złączonych na miłosnej wyspie par. Spośród wszystkich "zakochańców" zdecydowanie najciekawiej dzieje się u Macieja Szewczyka i Oliwii Miśkiewicz (Miskiewicz - jeśli wierzyć jej instagramowemu profilowi).
Zakochani w ciągu zaledwie kilku tygodni zdążyli już parokrotnie zerwać ze sobą, tylko po to, żeby ponownie do siebie wrócić. Wszystko, rzecz jasna, relacjonowane było z uporczywością godną podziwu za pomocą mediów społecznościowych. Jeszcze podczas pobytu w programie Maciej miał problemy z zaakceptowaniem faktu, że wybranka jego serca nie tylko lubuje się w pozowaniu nago przed obiektywami aparatów, ale także nadal zamieszkuje ze swoim byłym partnerem. W szczerość jej intencji wątpili także pozostali "islandersi", którzy sugerowali Maciejowi jak najrychlejszą zmianę partnerki. Chłopak był jednak zbyt zaangażowany w uczucie, aby kogokolwiek posłuchać.
Temperamenty Maciej nie spodziewał się chyba jednak, że wkrótce skontaktuje się z nim starszy mężczyzna podający się za... sponsora jego dziewczyny. W opublikowanym przez rozgoryczonego chłopaka fragmencie rozmowy tajemniczy Arthur ujawnia, że Oliwia bawiła się w Polsce na jego koszt w Warszawie, przy okazji fundując przyjemności swemu towarzyszowi z Wyspy MiłościMiłości. Brytyjczyk zasugerował, że utrzymanie Polki jest zajęciem niezwykle kosztownym i planuje odciąć ją, jeżeli nadal będzie marnotrawić jego pieniądze.
Oliwia zdecydowała, że najlepszym sposobem na odreagowanie ponownego (przypuszczamy, że tak jak my straciła już przy tym rachubę) rozstania z Maciejem i publikację jego prywatnej korespondencji z domniemanym sponsorem będzie solidna impreza u boku Karoliny Gilon. Po kilku dniach aspirująca celebrytka stwierdziła jednak, że jej "fanom" należą się w tej sprawie wyjaśnienia.
"Nie chcę komentować tej sytuacji, bo musiałabym tu źle mówić o osobie, którą niestety nadal kocham. Ostatnim razem obiecałam moim przyjaciołom i rodzinie, którzy widzieli, co się dzieje, że już nigdy do niego nie wrócę. Dałam się nabrać po raz kolejny na to, że tym razem będzie inaczej i … no nie było. Tym razem obiecuję to wam" - wyjawia rozdarta między głosem serca a rozumu mieszkanka Londynu za pomocą mediów społecznościowych.
Miśkiewicz zadeklarowała ponadto, że nie pozwoli już sobie na takie traktowanie, ponieważ chce być przykładem dla swoich obserwatorek.
"Jest mi wstyd za samą siebie, że tkwiłam w tak toksycznej i patologicznej relacji. Żadna kobieta nie powinna dawać się tak traktować, a wiem po waszych wiadomościach, że jak wiele z nas nie potrafi odejść. No to ja będę pierwsza i z tą odpowiedzialnością bycia przykładem będę silniejsza".
Wisienką na torcie rozczulającej tyrady była bez wątpienia odważna deklaracja mająca raz a dobrze rozwiać wszelkie wątpliwości na temat źródeł utrzymania Oliwii.
"P.S. Nie jestem prostytutką i nigdy nie byłam" - zapewnia rzekoma przyjaciółka Arthura.