Oliwia Dziatkiewicz jest jedną ze aktualnych uczestniczek "Warsaw Shore". Kobieta zadebiutowała na antenie MTV w zeszłym roku i od początku sumiennie pracuje na to, by zostać zapamiętaną i utrzymać się w show.
Przypominamy: Oliwia z "Warsaw Shore" znów BRONI Maćka, który masturbował się za jej plecami: "Tak się dzieje, to jest impreza"
Oliwka, jak w zasadzie każda z dziewczyn w ekipie, ma słabość do medycyny estetycznej i chirurgii plastycznej. 23-latka z niespotykaną szczerością mówi jednak o swoim stosunku do poprawek w wyglądzie.
Podczas ostatniej rozmowy z Michałem Dziedzicem zdradziła, że chyba nigdy nie będzie w stanie powiedzieć sobie "stop", jeżeli chodzi o kwestię podrasowywania twarzy i ciała.
Ja w życiu nie będę "done". Ja po prostu cały czas będę pracowała nad tym. Cały czas będzie mi mało - jestem tego świadoma - wyjaśnia, podkreślając raz jeszcze, że podoba się jej nienaturalny wygląd:
Wciągnęłam się w te operacje plastyczne i mi się to podoba. Mówię od samego początku - ja nie lubię być naturalna. Lubię wszystko mieć widoczne u siebie i lubię sztuczność po prostu.
Gwiazdka "Warsaw Shore" ujawniła także, co zdążyła już sobie poprawić:
Pośladki - mam zrobiony BBL, piersi, usta, kości policzkowe, botoks, żuchwa, broda - wylicza.
Dziatkiewicz zapewniła jednak, że wciąż ponoć podchodzi do operacji i zabiegów zdroworozsądkowo:
Nie jestem uzależniona, bo umiem przystopować. Nie wiem, czy można to nazwać uzależnieniem... Ja to lubię, po prostu. Jak ktoś lubi grać w piłkę, to ja lubię kłaść się na stół operacyjny - tłumaczy.
Dla Oliwki nie ma też znaczenia, kto i gdzie ją operuje. Jak podkreśliła w rozmowie z reporterem Pudelka, jak ktoś dobrze robi, to się "kładzie wszędzie".
Nawet jakby robił w piwnicy, a dobrze by robił, to bym się położyła - mówi.
Doceniacie jej szczerość?