Seksafera w polskiej telewizji jest nadal ignorowana przez przez znanych dziennikarzy, również tych, którzy w razie podobnej afery w jakiejkolwiek innej branży używaliby najmocniejszych słów. Niestety, w obliczu afery we własnej firmie milczą. W artykule Wprostu opisano praktyki dziennikarza określonego jako "popularna twarz telewizyjna" oraz "szef dużej redakcji", który od lat molestuje i mobbinguje kobiety, z którymi pracuje. Nawet mocne słowa Jacka Żakowskiego nie pomogły, wciąż trwa zmowa milczenia.
Najgorsze w całej sytuacji jest to, że jak w przypadku "zwykłych" ofiar molestowania, już pojawiają się głosy, że to pewnie kobiety "sprowokowały" sprawcę i może nie dość wyraźnie mu odmawiały.
Omenaa Mensah przyznaje, że wie kto jest bohaterem artykułu (tak jak "większość osób"), ale oczywiście nie zamierza nic z tym zrobić. Ma tylko nadzieję, że jego ofiara nie ma zbyt dużej traumy po opisanych w artykule wydarzeniach.
Jak większość osób wiem o kogo chodzi. Mam nadzieję, że to była sytuacja jakaś jednorazowa, która się więcej nie powtórzy. Mam też nadzieję, że ta dziennikarka poradziła sobie z tym i że wykonuje swój zawód dalej. Jakiejś strasznej traumy z tego powodu nie ma – tłumaczy. Jeśli kobieta nie potrafi postawić wyraźnej granicy, to mężczyzna potrafi wyczuć coś takiego – dodaje w rozmowie z Newseria Lifestyle.
Chwali się, że ona swoim szefom dawała jasno do zrozumienia, że nie da się molestować. Dziwne, że Omenaa w ogóle zastanawia się nad tym, czy była to jednorazowa sytuacja. Czy to ma w ogóle znaczenie? Dziennikarki były molestowane, wszyscy przyznają, że to prawda i wstydliwa "tajemnica" znanej redakcji. Przykre, że nie mogą liczyć na całkowitą solidarność swojego środowiska.