Zostało tylko auto
Dla Dariusza J. 13 listopada 2000 roku to niczym niewyróżniający się poniedziałek. Wrocławski biznesmen spędza popołudnie w agencji reklamowej, której jest właścicielem. Rutynę przerywa mu dopiero dziwny telefon. Po krótkiej rozmowie 35-latek chwyta za neseser i wychodzi biura. W drzwiach rzuca do podwładnych, że umówił się z klientem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie bierze auta. Szef prosperującej firmy nie ma w zwyczaju udawać się na spotkania biznesowe pieszo.
Mijają godziny, a Dariusz J. nie wraca po swój samochód. Nie pojawia się też w domu, do nikogo nie dzwoni. To nie w jego stylu. Bliscy mężczyzny, zaniepokojeni jego nagłym zniknięciem, udają się na policję. Mundurowi natychmiast wszczynają szeroko zakrojone poszukiwania.
Wysiłki służb długo nie przynoszą żadnych rezultatów. Dopiero miesiąc po otrzymaniu zgłoszenia o zaginięciu funkcjonariusze trafiają na pewien trop, który wkrótce ma okazać się tak właściwy, jak i tragiczny.
Jak kamień w wodę. Dosłownie
Pewnego grudniowego dnia wędkarze pływający po Odrze na wysokości Głogowa dostrzegają dryfujące na wodzie ciało mężczyzny. Widok jest naprawdę koszmarny. Zwłoki są dziwnie wygięte, kształtem przypominają kołyskę. Ręce i nogi ofiary związano ciasno, tak, by każdy jej ruch zacieśniał pętlę na szyi.
Sekcja zwłok potwierdza najgorsze przypuszczenia – ciało należy do Dariusza J. Ale badania ujawniają coś jeszcze - makabryczne okoliczności śmierci biznesmena.
Medycy sądowi ustalili, że ofiara przed śmiercią była maltretowana - kopana, bita tępym narzędziem, duszona, głodzona. Prawdopodobnie jeszcze żyła, gdy wrzucono ją do rzeki. Dopiero woda nabrana w płuca zakończyła pasmo cierpień.
Wrocławianie są wstrząśnięci szczegółami sprawy, które krzyczą z nagłówków każdej lokalnej i ogólnopolskiej gazety. Śledczy czują ogromną presję, by znaleźć sprawcę bestialskiego zabójstwa. Ten jednak, mimo intensywnych poszukiwań, pozostaje nie tylko nieuchwytny, ale także bezimienny.
Służbom udaje się ustalić wyłącznie, że telefon, który wywabił biznesmena z biura, wykonano z budki telefonicznej. Zakładają, że zabójca kierował się potrzebą osobistej zemsty, na co wskazuje jego wyjątkowa brutalność. Z powodu braku tropów jednak po roku śledztwo zostaje umorzone. Media piszą o "zbrodni doskonałej".
ZOBACZ: Wrocławską dziennikarkę odnaleziono martwą w wannie. Podejrzenia padły na kochanka Martyniki
Morderstwo ubrane w słowa
W maju 2003 roku małym nakładem do księgarni trafia "Amok" – książka, której gatunek ciężko sklasyfikować. Debiut literacki Krystiana Bali, absolwenta filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim, łączy w sobie kryminał, thriller, erotyk i filozoficzny wywód.
Główny bohater powieści i zarazem narrator, Chris, to zdemoralizowany intelektualista, niestroniący od alkoholu, narkotyków i przygodnego, sadystycznego seksu. Na kartach opowiada o swoich licznych przygodach erotycznych, a w końcu także – bardzo szczegółowo - o dwóch brutalnych zabójstwach, których się dopuszcza.
Zacisnąłem z całej siły pętlę, przytrzymując wierzgającą Mary jedną ręką, drugą wbijając jej nóż powyżej lewej piersi. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, porzucam sznur odcięty od szyi Mary. Japoński nóż sprzedaję na internetowej aukcji – brzmi fragment powieści.
Mimo wielkich ambicji autora, premiera jego dzieła przechodzi bez echa. Ci, którzy po "Amok" sięgnęli, zarzucają mu nadmiar niezrozumiałych przenośni, rynsztokowy język, przesadną wulgarność i wyuzdanie, a pisarzowi – grafomanię i szowinizm. Książka nie znika z półek, a Bala nie zyskuje rozgłosu, na który tak liczył. Do czasu.
Trop po pięciu latach
W 2005 toku tknięty dziwnym przeczuciem Jacek Wróblewski z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu wraca do akt sprawy tajemniczego zabójstwa wrocławskiego przedsiębiorcy. Zdaje sobie sprawę, że telefon komórkowy ofiary nigdy nie został odnaleziony. Policjant stawia sobie za cel namierzenie aparatu.
Bardzo pomocna okazuje się w tej kwestii żona zmarłego, której udaje się odnaleźć rachunek po kupnie komórki. Na paragonie widnieje numer IMEI, pozwalający zidentyfikować urządzenie. Tym tropem funkcjonariusz dociera do aukcji internetowej, zakończonej cztery dni po morderstwie. Telefon sprzedał użytkownik działający pod nickiem ChrisB7.
Szybko wychodzi na jaw, że za niezbyt wyszukanym pseudonimem kryje się… Krystian Bala. Śledczy czuje, że 31-letni wrocławianin może mieć związek ze zbrodnią i z detektywistycznym podekscytowaniem próbuje ustalić coś więcej na jego temat. Tak dowiaduje się o "Amoku".
By lepiej poznać budzącą podejrzenia postać, Wróblewski podejmuje się niełatwej lektury. Rozdział poświęcony zabójstwie czyta z przyspieszonym tętnem. Zbrodnia opisana w książce bowiem do złudzenia przypomina tę popełnioną w listopadzie 2000 roku.
Zgadza się użycie przez głównego bohatera sznura i związanie pętli na szyi ofiary. Chris także pozbywa się dowodów mogących wskazywać na jego winę, sprzedając je w sieci. Samo imię postaci pokrywa się z loginem używanym przez Balę na stronie aukcyjnej. Obok tych uderzających podobieństw nie można przejść obojętnie.
Jak dwie krople wody
Wróblewski prosi o pomoc psychologa kryminalnego, który na podstawie zebranych informacji opracowuje profil psychologiczny pisarza. Ekspert potwierdza, że analogie między autorem a stworzonym przez niego bohaterem są realne. Według specjalisty pisarz wykreował swoje literackie alter ego.
Podobieństwa dotyczą m.in. życiowej historii, cech osobowości, zainteresowań czy środowiska. Obaj panowie są narcyzami, egoistami i hedonistami. Obaj mają sadystyczne skłonności i perwersyjne upodobania.
Książka nie jest jednak wystarczającym dowodem, by zatrzymać Balę, który przebywa akurat za granicą. Śledczy grzebie więc dalej. Ustala, że firma, której pisarz przez jakiś czas był właścicielem, korzystała z usług agencji reklamowej Dariusza J. i zalegała z płatnościami. Dowiaduje się też, że żona Bali, z którą ten był wówczas w separacji, znała ofiarę.
Mundurowy dociera także do świadków, według których kilka tygodni po zabójstwie na imprezie sylwestrowej Bala miał wszcząć awanturę. Rzucił się na barmana, z którym rozmawiała jego żona. – Już jednego takiego jak ty załatwiłem! – miał się odgrażać.
ZOBACZ: Nikt nie wiedział, że w książkach opisuje swoje zbrodnie. Historia pisarza, który nienawidził kobiet
Zazdrosny sadysta?
5 września 2005 roku Krystian Bala zostaje zatrzymany w Chojnowie – swojej rodzinnej miejscowości. Podczas przesłuchań zarzeka się, że jego powieść to czysta fikcja literacka. Do Ministerstwa Sprawiedliwości napływają listy od nielicznych, ale wiernych fanów jego twórczości. Pod presją społeczeństwa policja wypuszcza podejrzanego z aresztu. Zebrane dotychczas poszlaki to wciąż za mało, by móc postawić mu zarzuty.
Wróblewski jednak nie odpuszcza. Dogłębna analiza treści "Amoku" skłania go do wniosku, że motywem działania sprawcy mogła być chora zazdrość o partnerkę. To właśnie zazdrość miała być powodem odejścia kobiety. Policjant dowiaduje się ponadto, że przed tragicznymi wydarzeniami księgowa Bali doniosła mu o rzekomym romansie żony. Stanisława Bala miała być widziana w klubie nocnym w towarzystwie… Dariusza J.
Po długich namowach kobieta decyduje się złożyć zeznania. Przyznaje, że poznała Dariusza J. na imprezie, poszła z nim do motelu, ale ostatecznie między dwójką do niczego nie doszło. Kilka tygodni później w jej mieszkaniu miał pojawić się rozwścieczony mąż. Uderzył Stasię oraz wyznał, że wynajął prywatnego detektywa i wie o "zdradzie".
Te ustalenia pozwoliły wrocławskiej policji na ponowne podjęcie działań. Bala zostaje aresztowany w styczniu 2006 roku. Początkowo przyznaje się do zabójstwa. - To ja zabiłem Dariusza J. Dowiedziałem się, że moja żona ma romans z jakimś mężczyzną – mówi z zadowoleniem policjantom. Szybko jednak odwołuje zeznania. Funkcjonariusze mają wrażenie, że zatrzymany bawi się z nimi w kotka i myszkę.
Chciał sławy, to ją dostał
Ostatecznie prokuratura stawia Bali zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Śledczy wskazują, że motywem zbrodni była toksyczna zazdrość o żonę, mimo że para nie była już razem. W trakcie głośnego procesu przed sądem zostaje złożonych 14 dowodów poszlakowych. Wśród nich znajduje się "Amok".
Ku zdziwieniu prokuratury i służb dochodzeniowych, sąd odrzuca książkę jako dowód. Choć w jej treści znaleziono bezpośrednie odniesienia do zabójstwa Dariusza J., według biegłych to nie wystarcza, by powieść mogła stać się podstawą do skazania.
Za dowody obciążające uznaje się natomiast zeznania świadków, wyniki badania wariografem czy długopis z logo firmy ofiary, który znaleziono w domu Bali, karta telefoniczna, której użyto do kontaktowania się z Dariuszem J., brak alibi czy informacje na temat Dariusza J., kolekcjonowane na dysku pisarza.
5 września 2007 roku Krystian Bala został skazany przez Wrocławski Sąd Okręgowy na 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo. Podczas procesu wskazano, że Bala wywabił ofiarę z miejsca pracy telefonem, a następnie uprowadził go z pomocą dwóch innych mężczyzn.
Do dziś wiele okoliczności sprawy pozostaje zagadką. Nadal nie wiadomo, kim byli wspólnicy zbrodniarza ani gdzie Dariusz J. był przetrzymany i maltretowany. Bala wciąż utrzymuje o swojej niewinności. Odbywa karę w Zakładzie Karnym Wrocław nr 1.
Niewydarzony pisarz zyskał swoje pięć minut (nie)sławy, tak jak tego pragnął. Po jego skazaniu wydawnictwo zerwało współpracę i wycofało "Amok" z księgarni. Dziś używane książki można kupić jedynie na aukcjach internetowych, a ich ceny sięgają nawet kilkuset złotych.