Orlando Bloom, niegdyś uwielbiany przez miliony fanów na całym świecie, wiele lat temu zniknął z show biznesu. Aktor został buddystą i postanowił wyciszyć się z dala od zgiełku Hollywood. Raczej unika ścianek i skandali, za to chętnie angażuje się w akcje charytatywne i działania na rzecz ekologii. Wyjątek zrobił tylko dla Justina Biebera.
Bloom rzadko opowiada o swoim życiu prywatnym. Przez trzy lata był mężem australijskiej modelki Mirandy Kerr, z którą ma syna Flynna. Później wplątał się w dość wybuchowy związek z Katy Perry, z którą schodził się i rozchodził na przestrzeni ostatnich kilku lat. Na początku stycznia pojawiły się nawet doniesienia, że zakochani pobrali się podczas świąt na Hawajach.
Aktor postanowił chyba udowodnić, że pomimo romansowania i wypoczywania na egzotycznych wyspach, nie zapomina o życiu rodzinnym. Wpadł na pomysł wytatuowania sobie imienia swojego syna, używając alfabetu Morse'a.
Pewnie można byłoby to uznać za miły gest, gdyby nie fakt, że aktor zamiast imienia "Flynn" wytatuował sobie "Frynn"... Na szczęście do swojej wpadki podszedł z humorem i zażartował z niej na Instagramie.
Jak można zrobić taki błąd? Na szczęście potrafię przeliterować Sidi... Na zawsze mój kochany chłopak - napisał pod zdjęciem przedstawiającym podobiznę swojego zmarłego psa - Sidi. Dodał też, że poprawił swój błąd i wytatuował brakującą kropkę.
Myślicie, że "Frynna" też kiedyś rozbawi to, że ojciec zna lepiej imię swojego psa od jego imienia?