Oscary 2020 rozdane. Choć fani dzieła Jana Komasy do ostatniej chwili wierzyli w nagrodę dla Bożego Ciała, film walkę o Oscara przegrał z południowokoreańską produkcją. Oprócz statuetki w kategorii najlepszy film międzynarodowy Parasite otrzymało jeszcze trzy inne nagrody: za najlepszy film, reżyserię i scenariusz oryginalny.
Nie ma jednak wątpliwości, że sama nominacja i możliwość przebywania na największym filmowym wydarzeniu to zarówno dla polskiego reżysera, jak i obsady oraz wszystkich zaangażowanych w produkcję, ogromne wyróżnienie.
Doskonale wie o tym sam Komasa. 38-latek zdaje się nie być zawiedziony przegraną. W udzielonym po ogłoszeniu wyników wywiadzie dał do zrozumienia, że statuetka powędrowała w odpowiednie ręce. Zdradził też, co o sukcesie Parasite mówiło się na samej gali:
Bardzo mi miło, że miałem okazję uczestniczyć w tym historycznym wydarzeniu. Film koreański, z koreańskimi aktorami, po koreańsku dostał w zasadzie wszystkie najważniejsze nagrody - zaczął. Wszyscy na gali mówili o tym, że było to historyczne, nigdy wcześniej nic takiego się nie zdarzyło. Jest to jakiś nowy początek - tak twierdzą ludzie. Zdaję wam tylko relację z tego, co mówiono w środowisku producentów. Producenci odpowiedzialni za "Pewnego razu… w Hollywood" bardzo liczyli na Oscary, a wszystkie zostały im sprzątnięte sprzed nosa - wyznał.
Jan w rozmowie z reporterami zdradził, że południowokoreański reżyser chciał podzielić się z nim… zdobytymi Oscarami:
Bong jest fanem "Bożego Ciała" i powiedział, że jest jego ulubionym filmem ze wszystkich nominowanych. Chciał nam nawet oddać swojego Oscara - opowiadał podekscytowany.
Komasa nie ukrywa, że nominacja to dla niego ogromne wyróżnienie:
Bardzo się cieszymy, że mogliśmy w tym wszystkim uczestniczyć. To już koniec wielkiej, niezwykłej przygody. To była ciężka praca wielu osób. Byliśmy po raz czwarty nominowani na przestrzeni 10 lat. Jest to wielkie osiągnięcie. Polskie kino dzięki temu zyskało bardzo duże rozeznanie i rozgłos. Jesteśmy rozpoznawalni. Martin Scorsese, Tom Hanks, z którym rozmawiałem, wszyscy nas znają i pozdrawiają. Wszyscy nam gratulowali, Bartek Bielenia ciągle był zaczepiany - wyznał dumny reżyser.
Twórca Bożego Ciała zdradził przy okazji, o czym jest jego film:
Wybory w Stanach zbliżają się, tak, jak i w Polsce. Uważam, że jako naród bardziej niż prezydenta potrzebujemy terapeuty. Coraz więcej społeczeństw potrzebuje kogoś, kto spowoduje, że będziemy ze sobą rozmawiać. "Boże Ciało" właśnie o tym jest.
Wróżycie mu dalsze sukcesy?