W drugiej połowie maja wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska poinformowało opinię publiczną o rozwiązaniu umowy z Tomaszem Lisem, dotychczasowym naczelnym "Newsweeka". Dziennikarz piastował tę funkcję od dekady, a nagłe wieści wywołały w mediach lawinę komentarzy.
Zobacz też: Tomasz Lis ZAWIESZONY w Radiu TOK FM! Nie będzie tam zapraszany "do czasu wyjaśnienia sprawy"
Niedługo potem sprawie nagłego zwolnienia Tomasza Lisa z "Newsweeka" przyjrzał się Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski, który przytoczył anonimowe wypowiedzi byłych współpracowników dziennikarza. Marcin Terlik ze związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza w Ringier Axel Springer Polska wprost komentował, że opisane przypadki "można nazwać mobbingiem". Zarzuty, które się pojawiły, były na tyle poważne, że sprawą zainteresowała się Państwowa Inspekcja Pracy.
Przypomnijmy: Pracownicy "Newsweeka" PRZERYWAJĄ MILCZENIE w sprawie Tomasza Lisa! "Miałam ATAK PANIKI, ALE BAŁAM SIĘ PROSIĆ O POMOC"
Kontrola Państwowej Inspekcji Pracy w "Newsweeku"
Teraz portal Wirtualne Media dotarł do wyników inspekcji PIP, która wykazała, że procedury antymobbingowe w firmie działały sprawnie. Oznacza to, że pracownicy mogli skutecznie zgłaszać przypadki mobbingu i niewłaściwe zachowanie w redakcji. Jak donosi wspomniane medium, po kontroli w spółce sformułowano jedynie trzy zalecenia, które miałyby pozwolić na dalsze usprawnienia.
Z kolei "Rzeczpospolita" informuje, że nie potwierdzono także zarzutów mobbingu, co było wynikiem interpretacji anonimowej ankiety, którą wypełniali pracownicy spółki. Większość z nich jednak odmówiła w niej udziału.
Wśród pracowników miała zostać przeprowadzona anonimowa ankieta, której wyniki analizowane były przez biegłego psychologa. Zaproszono do niej 30 osób. 22 osoby odmówiły udziału, 6 nie zgłosiło zastrzeżeń do naczelnego, zaś zrobiły to tylko 2 - przekazuje portal Wirtualne Media.
Tomasz Lis komentuje wyniki kontroli PIP
Do sprawy odniósł się już Tomasz Lis, który w odniesieniu do artykułu "Rzeczpospolitej" opublikował komentarz na Twitterze. Sugeruje w nim, jakoby wyniki świadczyły o jego niewinności, a on - "jako chrześcijanin" - wybacza, ale nie zapomni.
Na wiele tygodni zamieniono moje życie i życie moich najbliższych w koszmar. Nie oszczędzono mi żadnego epitetu. Niczego. Nie oczekuję przeprosin ani nawet refleksji. Jako chrześcijanin mam tylko jedno wyjście - wybaczam. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek będę umiał zapomnieć - napisał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co dalej ze sprawą mobbingu w "Newsweeku"?
Jak jednak zaznacza Patryk Michalski z WP w swoim artykule, kontrola PIP odnosiła się do działania samych procedur antymobbingowych w firmie, a nie tego, czy Lis dopuścił się mobbingu w redakcji "Newsweeka". Potwierdził to zresztą nowy naczelny Tomasz Sekielski w rozmowie z radiem TOK FM, który odniósł się również do faktu, że anonimową ankietę wypełniło jedynie 8 z 30 osób.
Wydaje mi się, że znaczna część naszej redakcji po prostu chciała zostawić za sobą całe to zamieszanie i tę sprawę. I stąd tak wiele osób nie skorzystało z możliwości wypełnienia tej ankiety. (...) Najwyraźniej po prostu ciężkie przeżycia ostatnich tygodni sprawiły, że część osób uznała, że nie chce dalej tego tematu rozdrapywać i wypowiadać się w tej sprawie - wyjaśnia.
Jednocześnie Katarzyna Łażewska-Hrycko podkreśla w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że "jedynym organem uprawnionym do rozstrzygania, czy do doszło do mobbingu lub dyskryminacji, jest w Polsce sąd". Potwierdził to także w rozmowie z WP adwokat Bartosz Grube z Kancelarii Grube.
Państwowa Inspekcja Pracy absolutnie nie ma kompetencji do tego, by decydować, czy mobbing nastąpił, czy nie. Kontrole są oparte przede wszystkim na ankietach i rozmowach z pracownikami, ale wyników kontroli nie można traktować jako decyzji rozstrzygającej. Do orzekania i decydowania, czy doszło do mobbingu, uprawniony jest wyłącznie sąd - podsumowuje.