19 lipca 2021 roku opinią publiczną wstrząsnęła śmierć Jacka Kramka, trenera personalnego i przyjaciela wielu gwiazd świata fitnessu. Sportowiec odszedł w wieku zaledwie 32 lat, co było szokiem zarówno dla internautów, jak i jego znanych znajomych. Po tych smutnych wieściach pożegnały go już m.in. Anna Lewandowska czy Katarzyna Cichopek.
Niedługo po śmierci Kramka siostra zmarłego podała do wiadomości publicznej, że jej brat nie przeżył udaru.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niewielu zdaje sobie sprawę z faktu, że popularny trener spodziewał się narodzin pierworodnego syna. Monika Synytycz, którą możecie kojarzyć jako jedną ze "Słowianek" Donatana, była w siódmym miesiącu ciąży, kiedy jej świat się zawalił. W rozmowie z Faktem modelka wróciła pamięcią do lipca 2021 roku, kiedy to w jej życiu rozegrał się ogromny dramat. 36-latka nie ukrywa, że stan zdrowia ukochanego od dłuższego czasu spędzał jej sen z powiek.
Jacek był pogubiony, nie dbał o siebie, ale nie chciałabym wchodzić w szczegóły - mówi Monika. Już ok. rok przed śmiercią bolała go głowa, miał wysokie ciśnienie. Nie robił żadnych badań, nie chodził po lekarzach. Ja mu tłumaczyłam, że tak nie może zaniedbywać zdrowia, bo wszystko jest do czasu...
No i właśnie przyszedł ten czas, że faktycznie dostał wysokiego ciśnienia, bardzo wysokiego. Przy mnie dostał pierwszego wylewu. Zadzwoniłam na pogotowie. Ale drugi udar, który przeszedł w szpitalu, był już tak rozległy, że zakończył się śmiercią. Ja bardzo chciałam mu pomóc, ale on nie chciał. Dlatego to się tak zakończyło - wyjawiła.
Chwile po tym dramacie w życiu Moniki wydarzył się kolejny. 19 lipca 2021 zmarł Jacek, a zaledwie dwa dni po jego śmierci narodził się ich syn Aron. Modelka była wtedy w siódmym miesiącu ciąży. Dziecko przez pierwszych kilka tygodni swojego życia spędziło w szpitalu w inkubatorze. Synytycz opuściła szpital, by kolejnego dnia pojechać na cmentarz, pożegnać swojego ukochanego.
Byłam na pogrzebie - wspomina. Wyszłam ze szpitala 25 lipca, a dzień później był pogrzeb. Byłam sama, bo dziecko przez 1,5 mies. leżało w inkubatorze w szpitalu.
Niestety na tym pasmo nieszczęść się nie skończyło. Po kilku miesiącach obawy rodzicielki się potwierdziły - okazało się, że chłopiec nie rozwija się tak, jak powinien i nie była to kwestia tego, że jest wcześniakiem.
Mój syn ma autyzm i porażenie mózgowe. Wymaga specjalistycznej opieki i rehabilitacji. On się nie komunikuje, nosi pampersy. Żyje w takim trochę zamkniętym świecie — mówi matka Arona. Na początku nie wiedziałam o tym, że on będzie miał takie problemy. To wszystko wyszło z czasem. Ja dopiero zauważyłam instynktownie jakoś ponad rok temu, że on jest inny.
Mówiłam całej rodzinie, że czuje, że coś jest nie tak. Podejrzewałam, że może mieć autyzm. Praktycznie sama go zdiagnozowałam. Ale potem poszłam do wszystkich specjalistów. Poszłam do psychiatry, do psychologów i wszyscy to potwierdzili. A potem się okazało jeszcze, że Aron ma niedowład nogi, dlatego długo nie chodził. Teraz chodzi, ale krzywo. Ciągnie tę nóżkę za sobą, bo ma porażenie mózgowe. Na początku po prostu myślałam, że rozwija się wolniej, dlatego że jest wcześniakiem - dodała.
Od narodzin chłopca Synytycz zmuszona była opłacać rehabilitację i zajęcia terapeutyczne synka z własnej kieszeni. Za namową brata modelka zdecydowała się zwrócić do internautów z prośbą o pomoc finansową, zakładając zbiórkę pieniędzy.
Do tej pory nikt mi nie pomógł przez te trzy lata. Nikt - twierdzi Monika. Siedziałam sama i płakałam z małym dzieckiem niepełnosprawnym. Miałam nerwicę, lęki, ataki paniki. Nikt nie widział, przez co przechodziłam. Wychodziłam z domu z uśmiechem na twarzy i szłam z dzieckiem do szpitala. Ale w samotności cierpiałam bardzo.
W rozmowie z Faktem ukochana Kramka przyznała, że nie była zbytnio związana z rodziną swojego partnera. Wyjawiła też, że po śmierci trenera jego rodzicielka zaoferowała jej wspólne mieszkanie. Monika wolała jednak nie przyjmować tej oferty w obawie o utratę swojej niezależności.
Ja z rodziną Jacka nie byłam związana - podkreśla. Ze względu na to, że on też się odsunął. Jego mama chciała też wszystko kontrolować. Narzucała swoje warunki i chciała, żebym z nią zamieszkała. Ja chciałam być samodzielna i niezależna, i trochę się zbuntowałam. Chciałam mieszkać sama w Warszawie. Wydaje mi się, że trochę po złości zrobiła mi później w kwestii uznania ojcostwa i podczas sprawy spadkowej. Ona chciała, żeby wszystko było tak, jak ona chce. Narzuciła mi takie warunki, że najpierw załatwi kwestię spadku, a potem zajmiemy się ojcostwem.
Sprawa o ustalenie ojcostwa Arona nie była prosta ze względu na to, że Monika i Jacek nie byli małżeństwem, a mężczyzna zmarł przed urodzinami dziecka.
Udało mi się wszystko załatwić bez pomocy matki Jacka. Chodziłam dwa lata po sądach. W ogóle nikogo nie obchodziło, że mnie coś takiego spotkało. Sąd też nie miał litości. Nie było to proste, ale ostatecznie się udało. Mam potwierdzone, że Jacek jest ojcem Arona — wyznała mama Arona, dodając, że sprawa o ustalenie ojcostwa zakończyła się w lipcu 2023 roku, ale dopiero niedawno odebrała odpis dokumentu z sądu.
36-latka przekonuje, że nie ma żadnych oczekiwań wobec rodziny Jacka i nie chce pomocy z ich strony.
