Patricia Kazadi już od dłuższego czasu informowała za pośrednictwem różnorakich mediów o problemach zdrowotnych, z którymi przyszło jej się zmagać. Gwiazda zaledwie parę lat temu dowiedziała się, co jest przyczyną chronicznego bólu, który do tej pory starała się bagatelizować. Teraz w rozmowie z VIVĄ! opowiedziała o powrocie do pracy przed kamerami i rozprawiła się z tematem endometriozy i towarzyszącej jej depresji.
Okazało się, że na endometriozę chorowałam od 15 lat. Niestety o tym, że na nią choruję, wiem dopiero od trzech. (…) Oprócz tego w moim życiu wydarzyło się dużo złego. Nie mam łatwej historii, mimo że na zewnątrz wszystko mogło wyglądać inaczej - będziemy mogli przeczytać w najnowszym numerze magazynu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kazadi wspomina, że życie zaczęło jej się sypać akurat w momencie, kiedy była na samym szczycie.
Paradoksalnie wszystko, co złe, zaczęło się w momencie, kiedy nareszcie spełniałam swoje największe marzenia. (…) Długo i ciężko na to pracowałam. Nareszcie robiłam to, o czym od dziecka marzyłam. A mimo to nie umiałam się tym cieszyć. Zamiast być obecna i tym wszystkim podekscytowana, byłam zgaszona, zdystansowana.
Prowadząca show "Perfect Picture" nie owija w bawełnę i otwarcie mówi o tym, że zmagała się z depresją.
Są dwie teorie. Jedna, że choroba, o której wtedy nie wiedziałam, wywołała depresję. A druga, że chroniczny stres, zbyt duża ilość pracy i brak higienicznego trybu życia sprowokowały chorobę. Endo i depresja idą w parze.
Patricia przez lata próbowała ignorować bolesne symptomy, ponieważ wszystkie tradycyjne badania niczego nie były w stanie wykazać. W końcu sytuacja stała się na tyle poważna, że nie było już gdzie dalej uciekać. Od zaraz potrzebny był specjalista.
Po zakończeniu programu wyjechałam do Nowego Jorku. Miałam tam pracować nad materiałem na płytę. Tu zaczęły się prawdziwe schody, bo ból był już codzienny, promieniujący do lędźwi, czasami do klatki piersiowej, do ramienia, a z czasem uniemożliwiał mi chodzenie. Mama kazała mi wrócić do Polski, dałam się jej namówić. Wróciłam i zaczęłam gruntowne badania.
W znalezieniu lekarza Patricii pomogła ostatecznie mieszkająca za granicą koleżanka.
Parę tygodni później mama zapakowała mnie w samochód i zawiozła do niego. Sama nie dałabym już rady pojechać z Warszawy do Wrocławia. (...) Doktor powiedział od razu, że to endometrioza. Najgorszy, naciekający na inne organy, czwarty stopień. Obie z mamą płakałyśmy - z radości, że nareszcie wiadomo, co mi jest - czytamy w nowym numerze VIVY!.