Patryk Vega to bez wątpienia jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci w polskiej branży filmowej. Reżyser średnio co kilka miesięcy prezentuje światu kolejne filmowe "dzieło", niezmiennie pękające w szwach od nagości i wulgaryzmów. Choć produkcje Vegi często są miażdżone przez krytyków i czasem wręcz balansują na granicy żenady, twórca wciąż cieszy się ogromną popularnością wśród widzów. Reżyser niczym magnes przyciąga też do współpracy kolejnych aktorów - w jego najnowszym filmie "Miłość, seks & pandemia" możemy na przykład podziwiać Annę Muchę czy Zofię Zborowską.
Ostatnio Patryk Vega gościł w podcaście bijącego rekordy popularności wśród celebrytów Żurnalisty. W rozmowie, która w niedzielę zadebiutowała w sieci, najbardziej płodny polski reżyser otworzył się m.in. na temat dzieciństwa i kariery, rozwodził się również nad licznymi atutami swojej ostatniej produkcji. W wywiadzie Vega postanowił także podjąć temat duchowości. 45-latek przyznał na przykład, że przez całe życie toczył wewnętrzne walki, które motywowały go do rozwoju osobistego, a za największego wroga uważa swój własny umysł.
Antagonistą i protagonistą w moim życiu jestem ja sam (...) W pewnym sensie jestem więźniem swojego umysłu. Wcześniej byłem więźniem ciała, jak miałem nadwagę (...). Ja się z tym godzę. Rozpoznaję z biegiem lat rozmaite mechanizmy, którym podlegam i próbuję tę równowagę w głowie trzymać, ale równy konflikt dokonuje się w mojej głowie - wyznał.
Okazuje się, że reżyser znany z zamiłowania do kontrowersji odnajduje ukojenie w modlitwie i to właśnie ona stanowi odpowiedź na jego problemy.
Jeśli znajduję komfort to w modlitwie. To mnie uspokaja (...) - wyjaśnił
W podcaście Żurnalisty Patryk Vega zdradził też na przykład, że boi się stagnacji i jedynie dzięki nieustannym zmianom i wychodzeniu ze stresy komfortu, czuje, że żyje. Jak przyznał reżyser, napędzają go kolejne wyzwania - nawet te najbardziej odrealnione.
(...) Jak w moim życiu się nic nie zmienia, to ja zaczynam czuć, że umieram. Wyłącznie przez wychodzenie ze strefy komfortu, przez ciągłą zmianę, czuję, że żyję (...) Stawiam sobie wyzwania, które są czasami kompletnie popierdzielone, ale gdybym taki nie był, to bym pewnie pracował w bibliotece (...)
Vega podzielił się także ze światem ciekawostką na temat swojej etyki pracy. Okazuje się bowiem, że jako osoba wierząca, reżyser nie wyobraża sobie pracować nad filmami w niedzielę i tego samego zabrania członkom swojej ekipy. Warto w tym miejscu przypomnieć, że reżyser nie trzymał podobnej dyscypliny odnośnie obostrzeń w środku szalejącej pandemii.
Zobacz również: Patryk Vega nie zważając na pandemię, kręci zbiorowe sceny do nowego filmu. Internauci: "KORONA PARTY" (ZDJĘCIA)
Dla mnie najgorszym momentem paradoksalnie jest niedziela (...). Jako katolik przestrzegam niepracowania w święto i twierdzili kiedyś, że nie będę w stanie filmów kręcić, wyłączając niedzielę, bo masz tylko pewne obiekty rządowe dostępne w niedzielę. Powiedziałem kategorycznie, że nie pracuję w niedzielę i zabraniam wszystkim pracującym przy moim filmie pracować w niedzielę. Udało się to zrobić (...) - wyjaśnił.
Mimo twardego stanowiska odnośnie pracy w niedzielę całkowite odcięcie umysłu od spraw zawodowych wcale nie jest dla Vegi łatwe. Próbując wyłączyć myślenie, reżyser czuje się ponoć jak żołnierz odczuwający nieustanną potrzebę bycia na froncie - co uznaje za rodzaj pułapki.
Skoro ja pracuję głównie umysłem, to staram się również w trakcie niedzieli nie wykonywać tych procesów w głowie i to jest trudne (...). Czuję się źle, bo to jest efekt żołnierza na wojnie, który (...) czuje niepokój w chwili pokoju (...) - zdradził Żurnaliście.
Wierzycie mu?