Patryka Vegę można lubić bardziej lub mniej, nie da się mu jednak odmówić wyjątkowej siły przebicia (niektórzy nazywają to "parciem na szkło"), dzięki której uchodzi dziś za jednego z najpopularniejszych rodzimych reżyserów. Twórca serii Pitbull zupełnie nie przejmuje się niepochlebnymi opiniami padającymi pod jego adresem, nie zwraca też uwagi na recenzje krytyków, którzy właściwie przy każdej premierze nie zostawiają na jego "dziełach" suchej nitki. Zamiast tego kieruje się niezawodną zasadą "nieważne co mówią, ważne, żeby mówili", a jego strategia ewidentnie przynosi oczekiwane rezultaty.
Podobnie jak w przypadku większości ludzi ze świata filmu, również Patrykowi Vedze ten rok dał się mocno we znaki. W obliczu pandemii koronawirusa plany zdjęciowe w całym kraju musiały zostać na jakiś wstrzymane, co odbiło się na całym przemyśle filmowym. Narzucone prze rząd restrykcje przez pewien czas nie obowiązywały 43-latka, który kontynuował kręcenie swoich kolejnych "dzieł" także podczas pandemii. Choć taka decyzja wzbudziła kontrowersje, a wiele osób apelowało o to, aby nie narażał aktorów i pracowników na zakażenie, to w procesie twórczym przeszkodziły mu dopiero wprowadzone przez rząd obostrzenia. Sam Vega mówił z kolei, że wszystko było możliwe "dzięki pomocy Boga".
Wygląda na to, że i tym razem reżyser liczy na "boską interwencję". Choć na dzień dzisiejszy [9 listopada] Ministerstwo Zdrowia informuje o 21 tysiącach nowych przypadków zakażeń koronawirusem w Polsce, niezłomny twórca filmowy nieprzerwanie kręci swoje kolejne dzieło, którego tytuł brzmi - nomen omen - Miłość w czasach zarazy. Patryk najwyraźniej musi być dumny z faktu, że wciąż nie przerwał prac nad filmem, o czym świadczyć może poniedziałkowa relacja na żywo z planu. Na nagraniu widać scenę imprezy kręconą w klubie - na parkiecie tłum ludzi tańczy bez maseczek ochronnych. Wnioskując po komentarzach internautów, wielu ludzi nie dowierzało, że Patryk zdecydował się na tak "odważny" krok.
Korona party
Nie wierzę. Bardzo nieodpowiedzialnie.
No nieźle - brzmiały komentarze.
Przesada?