Kilka dni temu Paulina Młynarska opublikowała poruszający wpis, w którym ujawniła, że poddała się podwójnej mastektomii, czyli usunięciu piersi. Jednocześnie prosiła o zrozumienie i spokój, zaznaczając, że nie chce udzielać żadnych wywiadów. Przełamała się dopiero teraz, decydując się na rozmowę z Krytyką Polityczną. W długim i rzeczowym wywiadzie Paulina Młynarska opisała proces dochodzenia do decyzji o usunięciu piersi.
Przypomnijmy: Paulina Młynarska poddała się PODWÓJNEJ MASTEKTOMII!
Dziennikarka podkreśliła, że nie usunęła piersi pod wpływem nagłego lęku czy "fanaberii", o jaką posądzają jej internauci. Młynarska czytała bowiem w komentarzach pod swoim postem, że poddała się podwójnej mastektomii, bo "chciała sławy na miarę Angeliny Jolie" (!). Aktorka też usunęła piersi, bo usłyszała, że ma wysokie ryzyko nowotworu złośliwego.
Cała procedura, badania, rozmyślanie nad operacją były, rzecz jasna, rozciągnięte w czasie. To był kilkumiesięczny proces - mówi Młynarska. W takich sytuacjach nie ma jednej standardowej ani dobrej reakcji. Mam za sobą dość długą historię "przygód" piersiowych, ponieważ pierwszą operację usunięcia guzka przeszłam jako 21-latka i od tamtego czasu wiedziałam, że jako osoba będąca w grupie podwyższonego ryzyka muszę się bacznie obserwować. Nie zaniedbałam tego nigdy.
Paulina Młynarska ujawniła, że na początku nie chciała wierzyć w diagnozę i wszelkimi metodami usiłowała dostać się do innych lekarzy, którzy złudnie podtrzymaliby jej nadzieję na to, że lepiej leczyć się lekami.
Przeżyłam coś okropnego, bo najpierw ucieszyłam się, że nie mam raka, a dwie sekundy później usłyszałam, że muszę się leczyć tak, jakbym na niego zachorowała. Pamiętam, że jak automat ruszyłam wtedy na spacer z moimi psami. Szłam, trzęsłam się i huczało mi w głowie - wspomina w rozmowie z Pauliną Januszewską. Potem szybko przeskoczyłam do fazy targowania się. Zaczęłam wydzwaniać po różnych przychodniach, lekarzach, znajomych, nieznajomych, wypisywać chaotyczne maile, wypytywać o drugą, trzecią i kolejną opinię w nadziei, że może jest jeszcze jakaś trzecia, mniej inwazyjna opcja. I tu muszę podkreślić, że miałam wielkie szczęście i przywilej, bo pracując jako dziennikarka, poznałam wielu ekspertów i ekspertki związanych z tym tematem. Miałam więc do kogo zadzwonić i z kim pogadać. Wszystkim osobom, które poświęciły mi czas i służyły wiedzą, z tego miejsca dziękuję.
W rozmowie nie brakuje też wątków politycznych czy kwestii tego, jak postrzegane jest ciało kobiety w ogóle. Usunięcie piersi wciąż wzbudza gorące dyskusje, bo zdaniem Młynarskiej biust kobiety jest symbolem seksapilu czy "istotą kobiecości".
Patriarchalna kultura w ogóle odbiera kobietom prawo do decydowania o swoim ciele, a więc i do decydowania o własnych piersiach, które są tu centralnym seksualnym fetyszem. Cyce rzucają się panom na mózg! (śmiech). Kobieta nie może dysponować swoim ciałem wedle własnego uznania i dla własnego dobra, lecz w sposób, jakiego życzą sobie męskie oczy i wypracowane przez tysiące lat męskie narracje - mówi dziennikarka, a dalej pyta retorycznie: Mam złożyć swoje życie na ołtarzu tego infantylnego fetyszyzmu? Powinnam grzecznie umierać ze strachu przy każdym badaniu kontrolnym, czekając na to, kiedy "się zacznie"? Już się robi. Niedoczekanie wasze.
Paulina Młynarska zwraca uwagę na to, że sztuczny kobiecy biust podoba się wtedy, gdy występuje w filmach porno. Rekonstrukcja biustu po mastektomii jest natomiast tematem tabu, a już cieszenie się z faktu "zrobienia cycków" jest czymś niewyobrażalnym:
Całe porno jest wypchane po kokardę silikonem i to jest OK. W myśl zasady "ona tańczy dla mnie". Masz, kobieto, prawo "zrobić se cycki", kiedy chodzi o poprawę wyglądu! Ale jak już ratujesz w ten sposób własne życie, to cię nazwą niedo*uchaną starą raszplą albo kretynką, która powinna sobie amputować mózg - konkluduje Młynarska.
Dziwicie się, że używa tak mocnego języka?