Sprawa Pauliny P. wstrząsnęła opinią publiczną w poniedziałek, gdy "Fakt" opublikował sensacyjne informacje o ułaskawieniu, którego miał jej udzielić prezydent Andrzej Duda. Jak donosi wspomniane medium, celebrytka miała otrzymać prawo łaski w maju 2022 roku, gdy na koncie miała wyroki za kradzież oraz rozpowszechnianie dopalacza zwanego mefedronem. W sprawie miały zaważyć "względy humanitarne i odpowiednia postawa kobiety".
W 2014 roku funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego z Radomia rozpracowywali szajkę złodziei samochodów grasujących w okolicy. Przypadkiem jednak trafili na ślad grupy, która trudniła się sprzedażą narkotyków na dużą skalę. Jak się później okaże, w handel zamieszana była rodzina Pauliny P.: jej brat, ojciec, a nawet macocha! (...) Na gorącym uczynku zatrzymano i aresztowano brata Pauliny P. oraz jej ówczesnego partnera Michała S. Ten ostatni zeznał, że narkotyk w dużej ilości sprzedawał również ojcu swojej dziewczyny, Januszowi P., a w jednej z transakcji udział brała nawet jej macocha, Agata Ś. Michał S. obciążył również swoją dziewczynę. Jak ustalili śledczy, 24-letnia wówczas Paulina sprzedała około dwóch kilogramów mefedronu, w czasie gdy jej chłopak Michał S. przebywał w areszcie tymczasowym - czytamy.
Zobacz też: Były mąż Britney Spears ARESZTOWANY po wtargnięciu do jej domu! Tak wyglądała interwencja policji (ZDJĘCIA)
W 2016 roku Paulina P. miała usłyszeć wyrok w sprawie sprzedaży mefedronu, za co dostała karę 2 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat. Choć sąd dał jej szansę na względnie normalne życie i wymagał od niej jedynie obowiązkowych kontaktów z kuratorem, to według teczki dozoru miała kilkukrotnie zmieniać miejsce zamieszkania i ustawicznie lekceważyć swoją powinność. W końcu karę odwieszono, a ona miała się stawić w areszcie w lutym zeszłego roku.
Paulina miała jednak inne plany i wkrótce rozpoczęła batalię o wstrzymanie wykonania kary lub zamianę na prace społeczne. W kwietniu sąd odroczył jej karę o 6 miesięcy, aby zorganizowała dzieciom opiekę na czas odbywania kary. Argumentowali to tym, że jej mąż Paweł K. również miał do odbycia karę 4,5 roku za handel narkotykami na dużą skalę. Miał też być bezrobotny, a Paulina miała kredyt do spłacania, więc przez odsiadkę w więzieniu mogłaby stracić pracę.
W międzyczasie Paulina P. starała się jednak o prawo łaski, a wniosek w tej sprawie miał trafić do Kancelarii Prezydenta pod koniec maja 2021 roku. Ostatecznie prezydent rzeczywiście udzielił celebrytce prawa łaski, choć sprzeciwiali się temu sąd rejonowy oraz Prokurator Generalny. Co ciekawe, "Fakt" twierdzi, że do wniosku podobno dołączono pewną adnotację, o której wspomniał tabloid, a której nie chciały wyjaśnić osoby decyzyjne...
Oprócz pieczątek potwierdzających wpłynięcie wniosku o ułaskawienie do Biura Obywatelstw i Prawa Łaski, znajduje się na nim odręczna adnotacja: "Sz.P. Dyrektorze, proszę o wszczęcie z urzędu z opisem sprawy", podpisano: MPy... Do kogo był adresowany ten komunikat oraz jaki miał wpływ na przebieg tej sprawy? Na te pytania nie uzyskaliśmy odpowiedzi od prezydenckich urzędników. Pewnym jest jednak, że prezydent podjął tę sprawę właśnie z urzędu. To znaczy, że sam zainicjował postępowanie w wydaniu prawa łaski - dowiadujemy się.
Karę więzienia cofnięto, a Paulina znów ma karę 2 lat w zawieszeniu, tym razem na 2 lata. Trudno się zatem dziwić, że sprawa budzi ogromne kontrowersje. To samo medium dało jednak Paulinie szansę, aby sama skomentowała sprawę, co oczywiście uczyniła. Co ciekawe, P. twierdzi, że, choć sama przyznała się do zarzutów, to akt łaski ze strony Andrzeja Dudy po prostu jej się należał, a ona sama padła ofiarą prześladowania ze strony wymiaru sprawiedliwości. Żali się też, że "pani kurator jej nie lubiła"...
Miałam ten dozór kuratorski przez tyle lat. Traktowali mnie normalnie, wiedzieli, że normalnie pracuję i nie potrzebuję tego dozoru. Ta pani kurator mnie nie lubiła. Ja ją widziałam dwa razy na oczy. Ja nawet nie wiedziałam, że ona mnie tak nienawidzi. Bo jak człowieka nie widuję, nie mam z nim kontaktu, to skąd ja mogę wiedzieć, że ona ma do mnie tyle emocji złych. (...) Oczywiście, że mi się należał [akt łaski - przyp.red.]. Przecież ja się przyznałam [do sprzedaży mefedronu - przyp.red.], zapłaciłam grzywnę, żyłam według prawa. Tak, jak powiedziałam i tak, jak powinnam. Pracowałam, nie robiłam niczego złego. Od tego czasu pracuję uczciwie i nie wchodziłam w konflikty z prawem - ogłasza.
Mimo tego Paulina ma sobie jednak coś do zarzucenia, bo twierdzi, że faktycznie mogła trzymać się reguł i poinformować kuratora o zmianie adresu zamieszkania. Najwyraźniej nie potraktowała tego jednak zbyt poważnie.
Przede wszystkim proszę napisać, jak działają teraz sądy. Niech pan zobaczy: jakbym w ogóle wiedziała, że toczy się sprawa o odwieszenie wyroku, to bym poszła do sądu i mogłabym się bronić, tak? (...) Jedyne co, to nie napisałam tego pisma [do kuratora o zmianie adresu - przyp.red.], owszem powinnam, ale to nie jest powód, dla którego miałabym iść do tego zakładu karnego. A poza tym, prezydent mnie całkiem nie ułaskawił. Ja dalej mam zawiasy na dwa lata, dalej jestem poddana okresowi próbnemu - zaznacza.
Co więcej, Paulina twierdzi (mimo przyznania się do zarzutów), że "zasłużyła na ułaskawienie, bo nie jest przestępcą". Wyznała również, że cierpi na ciężką depresję po śmierci ojca.
Jestem matką dwójki dzieci. Moje dziecko było wtedy malutkie. Mi nawet przysługuje inne traktowanie do trzeciego roku życia dziecka, bo takie jest prawo. Nikt na to nie patrzył. W takiej sprawie jak moja zasługuję na ułaskawienie, bo ja nie jestem przestępcą. Staram się być najlepszą mamą dla swoich dzieci, ciężko i uczciwie pracuję. (...) Kurator nie powinna pisać tego pisma, wiedząc, że niedawno umarł mi tata i byłam w ciężkiej depresji. Ledwo sobie ze wszystkim radziłam - tłumaczy.
Przy okazji dowiadujemy się, że mąż Pauliny P. wciąż nie trafił do więzienia, a "sprawa jest w toku".
Ja nawet nie wiem, czy mu przysługuje kolejne odroczenie, bo ja się na tym nie znam. Ale on miał operację i to zostało odroczone poprzez jego chorobę. Nie wiem, czemu łączy się te dwie sprawy. (...) Mąż na pewno nie chce iść do zakładu karnego. Ja wiem, że to jest jakoś niedługo, więc nie rozumiem tego pytania. Będzie musiał niedługo iść i wykonać ten wyrok. Przecież nic nie zrobimy, nie mamy takich możliwości, aby to cofnąć - tłumaczyła się gorączkowo.
Jeśli natomiast chodzi o niewyjaśnioną sprawę rzekomej notatki na wniosku Pauliny, to ona sama zapewnia, że nic o tym nie wie.
Skąd moi znajomi, czy ja mam znać prezydenta i osoby, które tam pracują? Ja nawet, szczerze mówiąc, nie liczyłam na to, że mi się uda to ułaskawienie. Ale oczywiście adwokaci mi tłumaczyli, że jak najbardziej to jest właśnie dla takich spraw. Jak mi to przyszło pocztą, to płakałam ze szczęścia - skwitowała.
Też uważacie, że należał jej się akt łaski od prezydenta?