Nie ma co do tego wątpliwości, że Paulina Smaszcz w ostatnich miesiącach wyrosła na jedną z najbarwniejszych postaci polskiego internetu. Wszystko dzięki bardzo bezpośredniemu sposobowi formułowania wypowiedzi i szybkiemu łączu internetowemu. Od "wyoutowania" zakochanych na wycieczce w Jerozolimie (mowa oczywiście o Macieju Kurzajewskim i Katarzynie Cichopek) minęło już dobre pół roku, a kobieta-petarda wciąż nie zwalnia tempa. Również w niedzielny wieczór zapragnęła wylać swoje przemyślenia w mediach społecznościowych. Tym razem monolog przyjął formę referatu na prawie 5 tysięcy znaków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Paulina Smaszcz żali się na przeszłe relacje
Łatwo wywnioskować, że dzieląc się swoimi przemyśleniami, Smaszcz miała za cel podniesienie swoich wiernych fanek na duchu. Aby to jednak zrobić, chciała wpierw udowodnić im, że ona również musiała stawić czoła w życiu licznym wyzwaniom.
Przeszłam przez tyle różnych sytuacji w życiu. Doświadczyłam wspaniałych, niesamowitych, inspirujących rzeczy, ale doświadczyłam też złych, okrutnych i niesprawiedliwych. (...) Wielokrotnie zostałam wykorzystana i oszukana materialnie, emocjonalnie, relacyjnie, bo ktoś widział swój interes, a moją szczerość, pomocne serce, uprzejmość brano za słabość lub głupotę. (…) Dostałam cięgi.
Możemy jedynie domyślać się, kto taki miał wykorzystać Paulinę "relacyjnie". W końcu w tekście nie pada żadne konkretne nazwisko. Na szczęście dowiadujemy się, że autorka z czasem zbudowała formy radzenia sobie z tak przykrymi sytuacjami. Tylko czasem zdarzają jej się chwile słabości.
Z wiekiem nauczyłam się bronić tego, w co wierzę, budując odporność na złych ludzi i skorupę obojętności, ale czasem pękam, bo ile może jedna kobieta unieść. Zapomniałam o sobie, bo wszystkim rozdawałam miłość, przyjaźń, energię, za nic w zamian, a nawet kiedy bardzo komuś pomogłam, spotykała mnie niewdzięczność i brak lojalności. (…) Boli, bardzo boli.
Dalej Smaszcz przystępuje do diagnozy swoich wybuchów agresji w przestrzeni internetowej. A tych, przypomnijmy, było niemało.
Pyskuję, jeśli ktoś zaczyna mnie atakować, oczerniać, komentować pierwszy. To słabość i rozpacz. Ja nigdy nie zaczynam pierwsza, ale jak każdy mam prawo się bronić, jeśli spotyka mnie krzywda i niesprawiedliwość.
Paulina Smaszcz przyznaje, że próbuje pogodzić się z obecną sytuacją
Wreszcie docieramy do punktu, w którym Paulina, chyba po raz pierwszy w tak szczerych słowach, przyznaje, że stara się nad sobą obecnie pracować i zdaje sobie sprawę z tego, że przechodzi przez gorszy moment.
Przecież jestem tylko kobietą na zakręcie. Pracuję nad tym, żeby być kobietą pogodzoną, w drodze do duchowości i swojej strzaskanej duszy i postrzępionego serca. (…) Druga połowa mojego życia to nowe rozdanie, nowa historia, nowa Paulina ze starym bagażem dobrych i złych doświadczeń, która czeka za tym zakrętem.
Niech inni oceniają swoje drogi, swoje życie, swoje sprawy, jeśli biorą ze nie odpowiedzialność. Niech nie rzucają we mnie kamieniami, czy głazami, napuszczając wściekłe psy, bo tutaj zawsze będę powtarzać za Winstonem Churchillem: "Nigdy nie dotrzesz do celu, jeśli będziesz się zatrzymywał i rzucał kamieniami w każdego szczekającego psa". Próbuję, po prostu próbuję.
Też zaskoczyło Was tak bardzo świadome wyznanie "kobiety-petardy"?