Za nami wtorkowa premiera filmu o Robercie Lewandowskim, na którą szturmem nadciągnęła cała plejada gwiazd. Nieco onieśmielonego piłkarza wspierali tam najbliżsi.
Paweł Deląg na premierze filmu o "Lewym"
Sam event okazał się prawdziwie luksusowym wydarzeniem, na którym o fotki z gwiazdą wieczoru musiały bić się nawet te bardziej rozpoznawalne w branży nazwiska. Nic więc dziwnego, że ujęciem z rozpromienionym Robertem pochwalił się m.in. Paweł Deląg, którego przyłapano również na wesołej pogawędce z mężem Anny Lewandowskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niecałą dobę po evencie na Instagramie aktora pojawił się post, w którym nie szczędził ciepłych słów na temat produkcji.
"Lewandowski nieznany", film dokumentalny dla Amazon Prime, jest bardziej opowieścią o Robercie "Bobku" niż o "Lewym" i to jest ogromną zaletą tego filmu. To osobista opowieść Roberta o rodzinie, o chłopięcych latach, o utracie taty, o relacjach z bliskimi. Intymny świat wielkiego sportowca. Jest to opowieść o ważnych, emocjonalnych momentach w życiu osobistym i sportowym Roberta. Film ogląda się dobrze, często z uśmiechem na twarzy. To był super wieczór obfitujący w emocje, spotkania, rozmowy - czytamy w poście.
Paweł Deląg broni filmu o Robercie Lewandowskim
Deląg pokusił się również o kilka słów w stronę samego "Lewego", któremu życzy tylko tego, co najlepsze. Komentarze pod postem pokazują jednak, że nie wszyscy fani aktora podzielają jego entuzjazm, a sam film o piłkarzu FC Barcelony wydaje im się jedynie chęcią wyrobienia sobie dobrego PR-u.
Zawsze uważałem, że takie biograficzne historie powinny powstawać najszybciej kilka/kilkanaście lat po zakończeniu kariery (np. biografia Agassiego). W innym przypadku mamy do czynienia raczej z budowaniem PR i marketingu, niż z rzetelnym pokazaniem historii bohatera - pisał fan, który prędko doczekał się odpowiedzi samego Pawła.
Czas szybciej biegnie (szczególnie we współczesnym świecie mediów) i zawsze taki film jest elementem budowania legendy, PR-u czy marketingu, jeśli ktoś tak na to patrzy. Robert zawsze będzie "big name" i sądzę, że może być dla wielu z nas inspiracją - bronił idola.
A wy co sądzicie? PR czy inspiracja?