Na początku września do Sejmu trafił projekt ustawy przedstawianej jako "piątka dla zwierząt". Twarzą nowego projektu został Jarosław Kaczyński, który w celu wypromowania ustawy pojawił się nawet na TikToku. Nie od dziś bowiem wiadomo, że los zwierząt szczególnie leży na sercu prezesowi PiS. Politycy, wzorując się na Kaczyńskim, przekonywali wówczas, że prawa zwierząt są im bardzo bliskie, zaznaczając (całkiem słusznie), że działalność kilku gałęzi biznesu opierających się na wykorzystywaniu zwierząt trzeba uregulować. Celem nowych przepisów miały być wówczas głównie fermy futrzarskie, co wywołało falę negatywnych komentarzy i protestów ze strony rolników. Posłowie Zjednoczonej Prawicy zagłosowali przeciwko projektowi, co spowodowało, że rząd przez moment wisiał na włosku. Pojawiły się nawet domniemania, że Zbigniew Ziobro opuści koalicję z powodu norek.
Ostatecznie jakoś się wszyscy dogadali, "piątka dla zwierząt" trafiła do Senatu i doczekała się poprawek, ale stamtąd... wyszła bez jakichkolwiek skutków. Jak poinformował bowiem nowy wiceminister rolnictwa Ryszard Bartosik, "piątka dla zwierząt" nie będzie już procedowana i trafi do tzw. "zamrażarki". Czyli w niebyt, skąd raczej już się nie wydostanie.
- Ma być pisania nowa ustawa. Jest inicjatywa poselska, ma to być projekt poselski, w jakim kształcie, nie potrafię odpowiedzieć. Ale ta ustawa, która wróciła z Senatu, nie będzie dalej procedowana - powiedział Bartosik na antenie Radia Poznań.
Tym samym właściciele ferm futrzarskich mogą odetchnąć z ulgą i nadal hodować zwierzęta, skazując je na śmierć i oskórowanie.