W 2021 roku o dziennikarzu Piotrze Jaconiu sporo pisało się w kontekście rewolucji w jego życiu prywatnym. Na łamach "Repliki" dziennikarz TVN24 obwieścił, że jest szczęśliwym ojcem młodej transpłciowej kobiety. I o ile córka mogła liczyć na pełne wsparcie rodziców, najgorsze czekało ją dopiero po wyjściu z szafy. Proces prawnego ustalenia płci okazał się prawdziwym horrorem i wywołał ogromny dyskomfort psychiczny zarówno u Wiktorii, jak i jej rodziców. Wiązał się on z pozwaniem matki i ojca, którzy - w oczach polskiego prawa - błędnie określili płeć pociechy przy porodzie.
Od tamtej pory Jacoń funkcjonuje w mediach jako swoisty ambasador osób transpłciowych i kontynuuje swoją misję, by uświadamiać polskie społeczeństwo w tym enigmatycznym dla wielu temacie. Chcąc przełamać panujące w naszym kraju tabu dziennikarz wydał już książkę pod tytułem "My trans", w której opierając się o własne przeżycia przybliżył problem dyskryminacji w naszym kraju i opowiedział o trudnościach, z jakimi musi się mierzyć m.in jego ukochana córka Wiktoria.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W środę na półki sklepowe trafiło kolejne wydawnictwo dziennikarza, gdzie tym razem ujawnił kuluary bycia rodzicem transpłciowego dziecka. Publicysta wrócił też do druzgocących wspomnień z procesu sądowego, który jego córka musiała wytoczyć matce i ojcu, by w pełni przejść tranzycję. O nowej książce, a także opisanych w niej bolączkach rodzica osoby transpłciowej dziennikarz opowiedział w rozmowie z Odetą Moro dla "Onet Radio".
Tak jak każda osoba transpłciowa, która chce, a przecież chce mieć dowód osobisty, który jest dowodem, a nie antydowodem osobistym, musi pójść do sądu, musi pozwać swoich rodziców - tłumaczył. To jest bardzo ważny wątek tej książki. Jest tutaj sporo relacji rodzicielskich. Właśnie paradoks polega na tym, że tutaj najczęściej nie ma sporów. My odpowiedzieliśmy na pozew naszej córki pozytywnie. Zgodziliśmy się. W każdej innej cywilnej sprawie byłoby po sprawie, a my mimo to musieliśmy usiąść tutaj, na tej sali sądowej i – co więcej – jeszcze usłyszeć na dzień dobry, że musimy się rozsiąść, bo jesteśmy dwiema stronami. Mimo że przyszliśmy jako rodzina.
Dalej Jacoń przyznaje, że decyzja sądu "zawsze jest ruletką". Dziennikarz zdradził też, że w swojej książce przywołuje wiele historii osób transpłciowych i ich rodzin, które nie zawsze kończyły się happy endem.
Zobaczycie, że te procesy są tak skrajnie różne - mówił. Niby procedura jest ciągle ta sama, ale możesz albo tkwić w tym przez rok, a nawet więcej i nie dostać wyroku, a możesz załatwić wszystko na jednej rozprawie online i od razu dostajesz to, po co przychodzisz [...] ta książka do jakiegoś stopnia oczywiście jest także postulatem takim, wiesz, krzykiem: zróbmy coś z tym, bo tak nie może być.
To jest nieludzka procedura - kontynuował. Ale do tych krzyków właściwie przyłączają się także sędziowie, bo oni mi wprost mówią, że słuchajcie z jednej strony mamy związane ręce, my też nie czujemy kompetencji. My jesteśmy też trochę wrzuceni na siłę w tę procedurę, my czujemy, że to nie jest miejsce do rozstrzygania takich kwestii. Więc jeżeli komuś brakuje argumentów do napisania dobrej ustawy o uzgodnieniu płci, to te argumenty znajdzie także w tej książce.
Jacoń przekonuje, że przy swojej drugiej książce zdobył się na znacznie większą odwagę, by podzielić się z czytelnikami intymnymi szczegółami. To był jednak długi proces.
Od każdej osoby, z którą rozmawiałem, czegoś się dowiedziałem - przyznał. Właściwie także o swoim życiu. Znaczy o tym, co gdzieś mnie za chwilę może spotkać. Tutaj czujemy się pewniej jako rodzina. [...] Znaleźliśmy gotowość na to, żeby znaleźć się we wspólnej książce. To znaczy, że to jest ta miara naszego sukcesu rodzinnego – dodaje, zaznaczając, że bywają sytuacje, gdy rodzice nie potrafią się pogodzić z losem własnych dzieci.
Nie tylko przy transpłciowości tak się dzieje. Dzieje się to przy takich sytuacjach, kiedy na nas, na rodziny, spada coś, na co po prostu nie jesteśmy gotowi. I albo mamy taki tryb trochę zadaniowy, ale też wspólnotowy, że czujemy, że powinniśmy robić to razem, albo zaczynamy się żreć o to, kto ma lepszy pomysł na to, jak sobie te kwestie rozwiązać. I te rodziny czasami się rozpadają, bo zapominają o relacjach – podsumowuje Piotr Jacoń.