Od ponad tygodnia nazwisko Piotra Krysiaka jest na ustach wielu: dziennikarz opisał na Facebooku gwałt, do jakiego miało dość na zgrupowaniu Miss Generation w lutym 2020 roku. Gwałcicielem miał być "gwiazdor publicystyki TVP Info" i chociaż Piotr Krysiak nie podał żadnego nazwiska, doczekał się pozwu od Jarosława Jakimowicza.
Przypomnijmy: Piotr Krysiak odpowiada na pozew Jakimowicza: "W ciągu 15 lat pracy w TVP nie przegrałem ANI JEDNEGO PROCESU"
We wtorek wieczorem Piotr Krysiak był gościem Tomasza Sekielskiego na jego kanale w serwisie YouTube, gdzie cierpliwie zrelacjonował całe swoje śledztwo. Z jego wypowiedzi wyłania się bardzo smutny obraz traktowania poszkodowanej kobiety. Zmarnowano kilka godzin na zebranie zeznań czy dowodów biologicznych, nie przejmowano się nawet tym, że ofiara nie rozmawiała po polsku. Krysiak mówił też, że przez trzy-cztery miesiące śledztwa najprawdopodobniej w ogóle nie było. Minął przecież rok od tych wydarzeń...
Śledztwo trwa od ośmiu miesięcy, to nie jest wyższa matematyka. Gdzie śledztwo było na początku? - pytał retorycznie Krysiak.
Tomasz Sekielski zauważył też, że obecnie sytuacja jest dość niewygodna: w odbiorze społecznym bowiem wygląda to jak "słowo przeciwko słowu" i trudno doczekać się jakiegoś przełomu.
Ja nie przesądzam, czy "gwiazdor" tego gwałtu dokonał, czy nie. (...) To są strasznie trudne sprawy, często wiele dokumentów ma sąd czy prokuratura, ale w tej sprawie nie działo się nic. Liczba błędów, jakie popełniono, przekracza liczbę palców u rąk - mówił Piotr Krysiak.
Sekielski zapytał również, czy w jego ocenie były to błędy popełniane celowo, czy może takie wynikające z "polskiego nieporządku".
Umówmy się, gdyby ta sprawa była w prokuraturze w Warszawie, my dziennikarze dowiedzielibyśmy się o niej wcześniej - odpowiedział Krysiak. Ja nie mam wszystkich dokumentów, ale zawieszanie śledztwa, obejmowanie go nadzorem...
Sekielski poruszył też wątek pozwu od Jarosława Jakimowicza. Piotr Krysiak stwierdził, że "nie będzie" nad nim płakał, ale nazwiska sprawcy nie podał celowo. Wcześniej kontaktował się z prawnikiem.
W moim tekście nie występuje Jakimowicz, a "gwiazdor". Nie wiem, czy to ten "gwiazdor". Nie obawiam się pozwu, nie będę płakał. Nie podałem nazwiska w tekście, bo jak zadzwoniłem do adwokata, to odraził podawanie nazwiska w mediach społecznościowych poza redakcją, bo media społecznościowe nie podlegają pod prawo prasowe. Sąd nie mógłby wtedy wziąć pod uwagę kryterium "interesu społecznego". Byłbym na straconej pozycji. Z bólem serca nazwałem sprawcę "gwiazdorem" - skonkludował Krysiak.
Piotr Krysiak powiedział jeszcze, że miałby problem z ujawnieniem nazwiska sprawcy, gdyby sprawa dotyczyła pracownika mediów prywatnych. Wyjaśnił to faktem, że dziennikarzy mediów publicznych, które są opłacane z podatków, obejmują nieco inne, wyższe standardy.