Piotr Stramowski i Katarzyna Warnke to bez wątpienia jedna z popularniejszych par polskiego show biznesu. Wszystko oczywiście za sprawą niemal stałej współpracy z Patrykiem Vegą, który wyraźnie upodobał sobie obsadzanie małżonków w kolejnych "hitach" spod swej ręki. Spore emocje budzi też życie prywatne pary, zwłaszcza odkąd na świat przyszła ich córka.
Choć Piotr Stramowski i Katarzyna Warnke wyraźnie polubili współpracę z Vegą, to zdarza im się też występować w innych produkcjach niż tylko kolejne "hity" kontrowersyjnego reżysera. Jednym z takich projektów jest Fighter, film Konrada Maximiliana, w którym wystąpił tym razem sam aktor. Wcielił się tam w rolę Tomka Janickiego, jednak jego popisy przed kamerą spotkały się ze srogim przyjęciem ze strony krytyków.
Choć Stramowski zapewniał, że "nad tym projektem wisi palec boży", to niestety największym "sukcesem" produkcji okazały się dwie nominacje do Węży - dla najgorszego aktora i za najgorszy plakat. Choć nikt zapewne się o to nie dopominał, to kilka dni temu film został udostępniony na platformie Netflix, gdzie trafił nawet na 2. miejsce najchętniej oglądanych produkcji w Polsce. Tym faktem pochwalił się sam Stramowski na swoim Instagramie.
Oglądalność "hitu" z jego udziałem można co prawda uznać za sukces, jednak opinie interautów świadczą niestety o tym, że odbiór był mimo wszystko dość skrajny. Stramowski oczywiście nie pozostawił uwag internautów bez odpowiedzi i postanowił odpisać na kilka komentarzy. W jednym z nich stwierdził, że na efekt finalny wpłynęły "problemy produkcyjne" i to "inni się nie popisali".
Dwa lata życia poświęciłem na wejście w sporty walki, niestety produkcyjne mieliśmy bardzo pod górkę i musieliśmy kleić ten film 3 razy szybciej, niż było założone. Stąd efekt nie do końca zadowalający, ale oczywiście rozumiem, że widza to nie interesuje, liczy się efekt i tyle. Ekipa przy filmie to było marzenie, niestety inni się nie popisali. A skoro na planie mieliśmy Andrzeja Fonfarę, Złotego, Kosedowskiego, Diablo Włodarczyka i innych profesjonalnych zawodników, to chyba nie może pan mówić o "nieautentyczności". Historia powstawania filmu i naszych przejść z nim jest bardzo długa i smutna. Jestem dumny z tego, że z tymi ludźmi, po wylaniu tony potu i łez, ukończyliśmy ten film. Szacunek dla tych, którzy się nie poddali. Tyle w temacie - napisał wyraźnie wzburzony aktor.
Pod innym z komentarzy, w którym fan aktora pozwolił sobie na dość niewybredne porównanie, Stramowski wprost nazywa takie uwagi "hejtem".
Każdy film to olbrzymia praca całej ekipy. Pot, nieprzespane noce, masa zaangażowania. Uważam, że żaden film, czy wyszedł dobrze, czy gorzej, nie zasługuje na tego typu "ocenę". W zasadzie to nie ocena, to niestety jest już hejt. Podejrzewam, że nie powiedział pan tego naumyślnie, zwracam tylko delikatnie uwagę, że takie łatwo wypowiedziane słowa potrafią być bardzo krzywdzące dla wszystkich twórców projektu, a finalny efekt, proszę mi wierzyć, czasami potrafi zależeć od jednej osoby...
Inna z internautek stwierdziła wprost, że nie dała rady obejrzeć filmu do końca, a najbardziej z całości podobał jej się... Qczaj. Co ciekawe, choć fit-influencer nie został nawet oznaczony w komentarzu, to i tak postanowił odpowiedzieć na tę uwagę.
Ale mi miło. Dziękuję! Choć muszę powiedzieć, że wskazówki Piotra na planie były bezcenne - napisał, nieoczekiwanie włączając się w dyskusję.
Kilka ciepłych słów, dla równowagi, pozostawił po sobie też aspirujący do miana "najgorszego aktora" właśnie za rolę w Fighterze Mikołaj Roznerski.
Stramek, jestem dumny, że nasz film jest na Netflixie. Jestem pełen podziwu dla Ciebie, że tak wszedłeś w ten projekt! Zostawiliśmy tam nasze serca i poznaliśmy się, a to zostaje na zawsze! Ukłony byczku dla Ciebie! Wielkie dzięki - ekscytował się aktor.
A Wy oglądaliście już popisy Mikołaja i "Stramka" w tym wiekopomnym dziele?