Od kiedy Blanka Lipińska zadebiutowała ze swoją powieścią "365 dni" w 2018 roku, wokół celebrytko-pisarki zrobiło się całkiem niemałe zamieszanie. Bo choć jej książki to bestsellery, to raczej trudno doszukiwać się pozytywnego ich odbioru u krytyków literackich. Inaczej kwestia ta wygląda w przypadku czytelników, którzy ochoczo sięgają po kolejne jej "dzieła", sprawiając, że Lipińska zajmuje obecnie drugie miejsce w rankingu najlepiej zarabiających pisarzy w Polsce. Jedni więc ją kochają, drudzy zaś nienawidzą. No cóż, takie życie...
7 lutego do kin wejdzie ekranizacja debiutanckiej powieści Blanki. W sieci krąży już zwiastun, który oczywiście zainspirował krytyków do pierwszy recenzji. Wśród nich znalazła się też Viola Kołakowska, która opatrzyła zdjęcie Lipińskiej, krótkim wpisem: Stop "kulturze" niskiej. I choć Blanka ma spore grono fanów, to tych antyfanów także jej nie brakuje. Co istotne, są to głównie... pisarze. Okazuje się jednak, że celebrytka wcale nie ma zamiaru przejmować się ich opinią i dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że wielu jej po prostu nie lubi. Powodem jest ponoć zazdrość.
Koledzy pisarze mi nie gratulują. Mam takich autorów, z którymi znam się prywatnie i oni owszem. Inni - nie. Zazdrośni! Wiadomo. Lipińska siedziała na targach i podpisywała trzy godziny, a oni tylko godzinę. (...) Nie zawsze jest słodko pierdząco - tłumaczy w rozmowie z serwisem Pomponik.
Jak dodaje, istotna jest dla niej tylko opinia fanów. A skoro kolejki po autograf są długie, to znaczy, że są one pozytywny.
Obchodzi mnie zdanie ludzi. Skoro stoi ta kolejka i ci biedni ludzie czekają na mnie trzy godziny, to jest dla mnie największa nagroda.
Uważacie, że Blanka dobrze robi, nie przejmując się opinią krytyków?