Największym wydarzeniem minionego tygodnia było najpierw obywatelskie zatrzymanie, jak twierdzi Wardęga, lub, jak upiera się pełnomocnik youtubera, pobicie Stuarta B., do którego doszło na Wyspach Brytyjskich, gdzie obecnie przebywa, a następnie postawienie mu oficjalnych zarzutów przez prokuraturę. A te brzmią poważnie - dokonanie czynów o charakterze pedofilskim i rozpijanie małoletnich. Wystąpiono również o tymczasowe aresztowanie skompromitowanego gwiazdora i wydanie listu gończego. Dla niego to już chyba game over, przynajmniej ten medialny.
Tymczasem filmy opublikowane przez Sylwestra Wardęgę i Konopskiego biją w sieci rekordy popularności i nie można zaprzeczyć, iż pomagają słusznej sprawie- zdemaskowaniu bogatych i wpływowych influencerów, którzy używali swojej sławy i pozycji do tego, aby wchodzić w relacje seksualne z nieletnimi. Sprawą zajęła się prokuratura i przed nami ta najmniej ekscytująca część opowieści czyli żmudne śledztwo, przesłuchania świadków i gromadzenie dowodów, do których, jako opinia publiczna, nie będziemy mieć przez dłuższy czas lub w ogóle wglądu.
Z tego głodu nowych doniesień, nazwisk i "demaskujących screenów" zdają sobie sprawę wspomnieni już youtuberzy, dla których to najwyraźniej nie tylko poczucie misji, ale i niezły biznes na krzywdzie wykorzystanych dziewczyn. Publikacja kolejnych filmów, relacje na Instagramie, obietnice posiadania wiedzy o "innych głośnych nazwiskach i sytuacjach"… Wygląda to tak, że czekamy na wielką premierę, na kanapie i z popcornem w ręku, a mowa przecież o realnej krzywdzie. Czas już chyba powiedzieć stop i postawić sprawę jasno - jeśli jesteś w posiadaniu informacji i dowodów obciążających celebrytów, zapraszamy na komisariat, nie na Youtube’a. A ważna lekcja na przyszłość brzmi - słuchajmy kobiet, gdy sygnalizują nam, że ta krzywda się dzieje. Nie musimy czekać na faceta, który uwiarygodni jej słowa podkrzykując "wataha!".
Być może nie jest to najszczęśliwsze sąsiedztwo, a może jednak jakieś paralele są tutaj zbyt oczywiste do zignorowania, ale jednym z najszerzej komentowanych niusów mijających dni okazało się ten dotyczący Roksany Węgiel i Kevina Mgleja. Wszyscy ci, którzy liczyli, że związek 18-letniej gwiazdy i jej 27-letniego narzeczonego z bagażem to tylko młodzieńczy kaprys piosenkarki, mogą poczuć się zawiedzeni. Wokalistka potwierdziła bowiem, że planuje poślubić ukochanego i to już za chwilę, bo w przyszłym roku, przy okazji dementując doniesienia, że uroczystość należeć będzie do skromnych. Internet jednogłośnie wydał opinię w tej sprawie - ślub nie jest dobrym pomysłem. Węgiel już wielokrotnie udowodniła, że w nosie ma komentarze dotyczące, czy to jej wyglądu, czy osobistych decyzji. Czasami wręcz można odnieść wrażenie, że są one dla niej paliwem napędowym, tyle że kierującym w odwrotną stronę niż życzyliby sobie tego komentujący. Taka atmosfera wokół każdej relacji, może ją tylko umocnić i pozwolić na jeszcze większe romantyzowanie, bo teraz już nie jesteśmy "tylko i ty ja", ale "my kontra reszta świata".
Nie jest sztuką skreślić wszystkich życzliwie doradzających metką hejterów, choć i tych pewnie nie brakuje. W przypadku nastoletnich gwiazd, które dorastają na naszych oczach, wchodzimy niejako w rolę wujków i cioć, chcących dla tak młodej osoby jak najlepiej. A to prowadzi już do typowych rodzinnych potyczek i awantur pt. "Wiem lepiej, co będzie dla ciebie dobre" czy "jesteś jeszcze za młoda". Przechodziliśmy przez to wszyscy, doskonale pamiętamy, jak sami reagowaliśmy na takie zakazy i sugestie i choć po latach wiemy, że w tych słowach było czasami dużo prawdy i mieliśmy szansę się nie sparzyć, to i paluch i tak wędrował w ogień. Różnica jest jedynie taka, że tę próbę ognia przechodziliśmy w zaciszu swoich miasteczek czy rodzin, a Roksana na oczach całej Polski. Miliony osób tylko czekają, żeby z satysfakcją rzucić jej w twarz "a nie mówiłem!", czego raczej ciężko pozazdrościć. Oby Roksana wyszła z tego obronną ręką, bo przecież ostatecznie życzymy jej dobrze.
ZOBACZ: Roksana Węgiel i jej o 8 lat starszy narzeczony wyznaczyli DATĘ ŚLUBU! Wyciekły szczegóły ceremonii
Nieoczekiwanie w świetle internetowych reflektorów zapragnął się znaleźć były już partner Maffashion czyli niejaki Mateusz "Blu3aby". Swoją drogą, uwierzcie, również dostaję zapaści każdorazowo wpisując tę ksywkę. Ale do sedna - media poinformowały o rozstaniu pary, która, jak na obowiązujące w show-biznesie standardy, raczej trzymała się z daleka od mediów i w gruncie rzeczy niewiele o niej wiedzieliśmy. I tak mogło pozostać, bo ani to potrzebne, ani ciekawe, ale z jakiegoś powodu aspirujący raper (czy to jest jakaś nowa profesja, której powinniśmy się bać?) postanowił odnieść się publicznie do plotek o rozstaniu, publikując na Instagramie "oświadczenie". Umówmy się, nie ma nic zabawniejszego niż osoba typu "nikt" decydująca się na taki krok. I jak każdy heteroseksualny facet mający problemy ze swoją męskością, tak i nasz "Blu3aby" musiał podkreślić, że decyzja o rozstaniu była jego, a tak w ogóle to były partner Julii, Sebastian Fabijański, wcale nie jest taki zły, jak go malują. Okej, dziękujemy Mateusz, ale to ty dzwonisz. My się tylko śmiejemy.
ZOBACZ: Roksana Węgiel i jej o 8 lat starszy narzeczony wyznaczyli DATĘ ŚLUBU! Wyciekły szczegóły ceremonii
Julce wypada chyba tylko życzyć, żeby równie trafnie, co stylizacje, zaczęła wybierać mężczyzn, bo niedługo zabraknie oktagonów na freak fightach, żeby ich wszystkich pomieścić. Trzymamy kciuki, nieironicznie!