W sobotę odbył się pogrzeb księcia Filipa. Mąż królowej Elżbiety przeżył 99 lat, w tym 73 lata u boku swej żony. Księcia pożegnało grono najbliższych osób - z powodu pandemii uroczystości pogrzebowe miały kameralny charakter.
Książę Filip spoczął w królewskiej krypcie w podziemiach kaplicy św. Jerzego na zamku Windsor. Nie jest to jednak miejsce ostatecznego pochówku. Po śmierci królowej trumna Filipa zostanie przeniesiona do kaplicy świętego króla Jerzego VI - oboje małżonkowie będą spoczywać obok siebie.
Brytyjskie media podają tymczasem, że królowa rozważa przeniesienie większości swych aktywności - również po całkowitym zniesieniu lockdownu związanego z pandemią - do zamku Windsor, w którym razem z mężem spędzała ostatnie miesiące.
W ostatnich latach właśnie Windsor stał się dla Elżbiety miejscem szczególnie bliskim. To tu spędzała większość wolnego czasu i tu zatrzymała się na czas pandemii i lockdownu. Na zamku królowa i jej mąż żyli w "bańce" - izolowani i chronieni przed koronawirusem, otoczeni najbliższą ekipą.
Wcześniej Elżbieta sporo czasu spędzała w pałacu Buckingham, który nadal pozostaje oficjalną rezydencją i miejscem jej spotkań oraz pracy. Przed wybuchem pandemii Elżbieta mieszkała tam przez kilka dni w tygodniu, potem jechała do Windsoru. Teraz właśnie na zamku, w którego kryptach leży jej zmarły mąż, chce spędzać większość czasu.
Tabloidy posuwają się nawet do twierdzeń, że królowa może rozważać ustanowienie zamku swoją główną rezydencją.
Żeby być blisko Filipa - pisze "Mirror", co jednak wydaje się być nadużyciem.
Tymczasem "Daily Mail" donosi, że po pogrzebie męża królowa spędziła noc na zamku Windsor, a w niedzielę opuściła go. Paparazzi sfotografowali samochód, którym jechała Elżbieta (a także jej ukochane psy) i jedna towarzysząca jej osoba.