W miniony czwartek media obiegła wiadomość o postawieniu zarzutów prokuratorskich Dominice Tajner-Wiśniewskiej. Według rzecznika Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, Marcina Sadusia, celebrytka podejrzewana jest o wyłudzenie pożyczki na kwotę jednego miliona złotych. W aferę zamieszana ma być również osadzona w areszcie osoba należąca do kierownictwa SKOK Wołomin. Tajner jednak konsekwentnie nie przyznaje się do winy, a w opublikowanym oświadczeniu tłumaczy, że to ona jest w tej sprawie ofiarą.
Gdy emocje już trochę opadły, w rozmowie z Faktem Dominika Tajner przyznała, że ktoś rzucił chyba na nią klątwę...
"Po tym wszystkim myślałam, że wszystko co złe już mnie w tym roku spotkało, że limit się wyczerpał. Ten rok jest koszmarny i chciałabym, aby się skończył" - dodaje.
Przypomnijmy, że rzeczywiście ostatnie miesiące nie były dla Tajner miłe i przyjemne. Po pierwsze, po tym, jak Dominika dość szybko pożegnała się z programem Taniec z Gwiazdami, zmarła jej ukochana babcia. Z początkiem roku media obiegła również wiadomość o rozstaniu celebrytki z Michałem Wiśniewskim. A w maju do szpitala trafił jej syn Maksymilian. 13-latek przeszedł wówczas wirusowe zapalenie mózgu.
"Trzymam pion i staram się być silna. Wierzę, że przyszły rok będzie lepszy, a sprawa się szybko wyjaśni i moje nazwisko nie będzie wiązane z finansowymi aferami" - mówi Faktowi Dominika.
Gdyby omawiane zarzuty okazały się prawdziwe, Dominice groziłoby nawet 10 lat więzienia. Na tę chwile mecenas Tajner zaznacza jednak, że postępowanie jest na etapie początkowym, więc nie można jeszcze mówić o akcie oskarżenia.
"Dopiero po rozpatrzeniu zgromadzonego materiału dowodowego prokuratura podejmie decyzję, czy są podstawy do sporządzenia aktu oskarżenia" - mówi Anna Bufnal, reprezentująca Dominikę Tajner.