Robert Lewandowski wiele razy podkreślał, że swój sportowy sukces zawdzięcza nie tylko pracy i treningom, ale i wsparciu swojej kobiety. Lewa, która jeszcze jako Anna Stachurska sama trenowała karate, jest - zdaniem Roberta - partnerką, która jak nikt potrafi zrozumieć potrzeby piłkarza.
Uskrzydlony Lewy, wsparty motywacją żony i jej dietą, idzie jak burza. Zawodnik Bayernu Monachium jest w szczytowej formie i strzela gole w hurtowych wręcz ilościach. Dziś Lewy ostrzy sobie zęby na zwycięstwo w najważniejszym dla jego zespole meczu sezonu - finałowym pojedynku z klubem Paris Saint-Germain. Za Roberta trzymają kciuki kibice oraz trzy najwierniejsze fanki - żona i dwie córki.
W związku z epidemią koronawirusa Anna Lewandowska nie mogła się pojawić na stadionie w Lizbonie, gdzie zostanie rozegrany mecz. Trenerka kibicuje mężowi z ich posiadłości na Mazurach. Już kilka godzin przed rozpoczęciem relacji Lewa wrzuciła na swój Instagram post, w którym zapewniła, że jej mąż jest dla niej najlepszy bez względu na wynik, jaki uda się wywalczyć.
To Twój dzień bez względu na wynik. Dla nas zawsze jesteś najlepszy - napisała Lewa i dodała - kocham Cię.
Po tak wzruszającym poście przyszła pora na kolejne. Wkrótce na profilu żony Lewego pojawiły się jej dwa zdjęcia z córkami w koszulkach z numerem 9. Lewandowska opatrzyła fotki komentarzem "Mia San Mia". To motto drużyny Roberta, które po polsku znaczy tyle co „Jesteśmy, kim jesteśmy” i oznacza w skrócie całą filozofię klubu.
Pod zdjęciami Lewandowskiej zaroiło się od wpisów fanów i przyjaciółek - celebrytek trenerki. Wśród komentujących są Małgorzata Kożuchowska, Kinga Rusin i Paulina Krupińska.
Trzymamy kciuki - piszą fani.
Cudowne! - zachwycają się Lewandowską i jej dziećmi.
Myślicie, że będzie dziś co świętować?