W Stanach Zjednoczonych trwają protesty po śmierci George'a Floyda, który został uduszony przez policjanta Dereka Chauvina. Ludzie są oburzeni kolejnym tragicznym przykładem nadużywania przemocy przez funkcjonariuszy, szczególnie wobec czarnoskórych. Wychodzą więc na ulice, domagając się sprawiedliwości. W skutek zamieszek płoną komisariaty, sklepy i samochody. Minneapolis stało się piekłem, ale protesty trwają również w innych dużych miastach.
Tłum zebrał się też pod Białym Domem. Raczej nie można powiedzieć, by prezydent Donald Trump radził sobie z tym kryzysem. Nazwał on protestujących "zbirami" i zagroził, że wojsko użyje broni.
Napiętą sytuację może nieco załagodzi fakt, że policjant Derek Chauvin został aresztowany. Postawiono mu dwa zarzuty, w tym morderstwa trzeciego stopnia. Zgodnie z kodeksem karnym stanu Minnesota, grozi za to do 25 lat więzienia.
Po wybuchu afery policjant został zwolniony ze służby. Przez 19 lat pracy złożono na niego 17 skarg.
Mecenas hrabstwa Hennepin Mike Freeman oświadczył na konferencji prasowej, że toczy się też dochodzenie w sprawie trzech innych policjantów obecnych w chwili śmierci George'a Floyda. Dla nich też przewidywane są zarzuty.
Freeman przyznał, że sprawa Dereka Chauvina została rozpatrzona w ekspresowym tempie ze względu na wyjątkowe okoliczności oraz mocne dowody. Zazwyczaj postawienie zarzutów funkcjonariuszowi trwa dziewięć miesięcy lub dłużej.
Dowodem w sprawie z pewnością jest filmik z ostatnich kilku minut życia George'a Floyda, który został zarejestrowany przez kamerę z monitoringu. Mężczyzna błagał policjanta, by go puścił. "Nie mogę oddychać", "boli mnie brzuch", "oni mnie zabiją" - tak brzmiały ostatnie słowa Floyda.