Przerażający przypadek Pauliny Werner, która padła ofiarą niewłaściwie przeprowadzonej operacji plastycznej, opisali Magda i Piotr Mieśnikowie w książce "Poprawione: Jak operacje plastyczne zmieniają Polaków". Bohaterka wspomnianej historii do niedawna była znana jako influencerka z zamiłowaniem do poprawiania swojego wyglądu. Ostatni zabieg, któremu się poddała, na zawsze zmienił jej podejście do medycyny estetycznej.
ZOBACZ: Fagata odsłania kulisy OPERACJI PLASTYCZNYCH: "Gdy się wybudziłam po narkozie, zwymiotowałam..."
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na swoją pierwszą operację Paulina zaczęła zbierać pieniądze jeszcze jako nastolatka. Jak sama wyznała, od najmłodszych lat zmagała się z kompleksem dotyczącym małego biustu. W wieku 19 lat poddała się zabiegowi wszczepienia implantów. Zbagatelizowała wtedy ostrzeżenia lekarza, w efekcie czego przez długi okres borykała się z efektami ubocznymi.
Od 14. roku życia dorabiałam sobie i odkładałam pieniądze. [...] Gdy już miałam prawie całą sumę poszłam do taty i powiedziałam, że marzę o większych piersiach, że to mój kompleks. [...] Miałam niespełna 19 lat, gdy zoperowałam piersi. [...] Chciałam jak największe implanty. Lekarz doradzał mi mniejsze, ostrzegał przed ogromnym bólem, jaki wywołają te większe. Pojawiły się komplikacje, przed którymi ostrzegał mnie chirurg. Piersi pod ciężarem tak dużych implantów zaczęły się zmieniać - czytamy w książce Mieśniaków.
Efekty powiększenia piersi nie zniechęciły Werner do medycyny estetycznej. W wieku 22 lat rozstała się z partnerem i to właśnie wtedy postanowiła zoperować sobie nos. Był to początek popularności tureckich klinik, dlatego też kobieta poszła śladem polskich instagramerek. Choć zabieg odbył się bez zastrzeżeń, to sposób przedstawiania kliniki w mediach społecznościowych znacząco różnił się od rzeczywistości.
Gdy miałam 22 lata, rozstałam się z facetem. Pomyślałam: "A co tam, zrobię sobie nos. Humor mi się poprawi". [...] Sugerowałam się filmikami publikowanymi przez dziewczyny z Instagrama. [...] Poleciałam i okazało się, że wcale nie mam takich warunków, jakie widziałam w social mediach. Na miejscu powiedziałam lekarzowi, że chcę mieć krótszy i węższy nos. Wyszedł pięknie - dodała.
Polka przeżyła piekło po operacji powiększenia pośladków w Turcji
Satysfakcjonujący efekt korekty nosa sprawił, że Paulina zaczęła myśleć o powiększeniu pośladków. Ze względu na szczupłą sylwetkę nie mogła ich wypełnić własnym tłuszczem, dlatego zdecydowała się na implanty. W Polsce ten zabieg jest mało popularny, przez co po raz kolejny wybrała turecką klinikę. Na konkretną placówkę namawiała ją dziewczyna z Instagrama, która jak się później okazało, czerpała z tego zyski. Tym razem Werner od samego początku miała wiele zastrzeżeń. Dlaczego?
Na chwilę mi nawet przeszło, ale poznałam na Instagramie dziewczynę, która lata do Turcji na operacje. [...] Codziennie do mnie dzwoniła i zachwalała. No i dałam się namówić. [...] Moja operacja miała kosztować 9 tysięcy euro. [...] Gdy jeszcze się wahałam, znajoma nagle napisała, że udało jej się wytargować cenę i mam do zapłaty 6 tysięcy euro. [...] Dałam mu w kopercie 5 tysięcy euro, żeby sprawdzić, jak to jest z tymi zmieniającymi się cenami. Przeliczył i schował. [...] Wtedy już byłam prawie pewna, że ona [znajoma przyp. red.] w jakiś sposób współpracuje z tą kliniką - wyjaśniła.
Przez operację w Turcji nabawiła się sepsy. Paulina Werner mogła umrzeć
Szereg niedopatrzeń i lekceważące podejście personelu medycznego sprawiły, że kobieta zaczęła mieć poważne obawy. Jeszcze przed samym zabiegiem chciała zrezygnować, ale podano jej narkozę. Po przebudzeniu Werner strasznie cierpiała. Paulinie wszczepiono za duże implanty. Z ran sączyła się ropa, a mimo to lekarz zapewniał, że "wszystko jest w porządku". Pacjentka była już pewna, że padła ofiarą błędu lekarskiego.
Gdy nadeszła pora operacji, zaczęłam się domagać rozmowy z anestezjologiem [...] Zaczęli się ze mnie śmiać [...] Strasznie się rozpłakałam. [...] Okazało się, że lekarz wszczepił mi implanty 500 mililitrów. Przy mojej drobnej figurze wyglądało to strasznie. [...] Zaczęłam się coraz gorzej czuć. [...] Nie byłam w stanie się podnieść, zjeść, zaczęłam śmierdzieć. [...] Z ran płynęła ropa. [...] Byłam coraz słabsza. [...] Lekarz tłumaczył, że to po prostu z osłabienia i że wszystko jest w porządku. [...] Nie zmieniali mi opatrunków. Od czasu operacji leżałam rozebrana. [...] Byłam już pewna, że coś zrobili źle - opowiadała.
Turecki lekarz złamał jej kość ogonową. Do dziś nie może siedzieć prosto
Werner z trudem wróciła do Polski. Po namowach partnera udała się do lekarza, który był przerażony jej stanem zdrowia. Kobieta nabawiła się sepsy i natychmiast trafiła do państwowego szpitala, gdzie przeszła szereg zabiegów. Jej życie było wtedy zagrożone. Ostatecznie usunięto implanty. Paulina ma zdeformowane pośladki, przez co nie może siedzieć prosto. Obecnie stara się pociągnąć turecką klinikę do odpowiedzialności prawnej.
W bardzo kiepskim stanie dotrwałam do dnia wylotu. [...] Nareszcie dotarłam do domu. [...] Wyglądałam jak trup. [...] Mój partner przestał słuchać, że nie chcę jechać do szpitala i wezwał karetkę. [...] Gdy lekarz zobaczył w jakim jestem stanie, strasznie się przestraszył. Zaczął krzyczeć, że to sepsa, zagrożenie życia. "Czy ty chcesz umrzeć? Wzywam karetkę, musisz być natychmiast na sali operacyjnej". [...] Od razu było wiadomo: zakażenie całego organizmu. [...]. Zapytałam, co z implantami. Powiedział, że trzeba je usunąć. "Co jest dla ciebie ważniejsze: implanty czy życie?". [...] Okazało się też, że tamten lekarz w Turcji złamał mi kość ogonową [...] Od czasu złamania kości ogonowej nie mogę siedzieć prosto. [...] Trzy miesiące po tym, jak polscy chirurdzy uratowali mi życie, rana dalej się nie zagoiła - podsumowała.
Myślicie, że takie historie sprawią, że "tureckie wycieczki" stracą na swojej popularności?