Michał Przybyłowicz, znany jako "polski Żywy Ken", od lat skupia się na tym, by upodobnić się do chodzącej lalki. Celebryta nie żałuje środków na kolejne zabiegi, które mają przybliżyć go do ideału. Ostatnio pochwalił się skomplikowaną operacją, której celem było wyzwolenie go z kompleksu "zbyt mało rozbudowanej klatki piersiowej".
Zobacz: TYLKO NA PUDELKU: Polski "Żywy Ken" wszczepił sobie IMPLANTY klatki piersiowej: "Koszt operacji wyniósł 20 tysięcy złotych" (FOTO)target="_blank">
Przybyłowicz wybrał się na otwarcie salonu piękności, gdzie z dumą prezentował efekt zabiegu. W rozmowie z naszym reporterem przyznał, że "pompowanie ust" traktuje jak wyjście do sklepu po bułki.
Celebryta przed naszą kamerą wyjawił jednak, że nie jest do końca zadowolony z ostatniej operacji i już planuje nowe ingerencje w ciało.
Jestem tuż po zdjęciu wszystkich bandaży, natomiast ta klatka musi się jeszcze "ułożyć", do 6 miesięcy będzie się układała. Aczkolwiek nie wiem, czy to będzie koniec, bo efekt jest, jak dla mnie, zbyt naturalny. Ja nie przepadam za naturą. Myślę, że po prostu za rok ten implant powiększę - zdradził.
Przybyłowicz wyznał, że ingerencje chirurgiczne kosztują go wiele bólu, jednak nie zamierza się poddawać.
Mnie się wydawało, że ja jadę powiększać usta, a pierwsze dni były masakryczne. Ja oglądałem trumny w internecie, już się chciałem pochować, to był dramat - stwierdził. No ale będą kolejne zabiegi. Poza klatką wykonam korektę nosa, implanty brzucha, implanty bicepsów, a co będzie dalej zobaczymy - dodał.
Zobaczcie całą rozmowę.