Jestem fanem Eurowizji od ponad dekady. O ile śledzenie konkursu i kibicowanie zagranicznym faworytom niezmiennie wiąże się z masą pozytywnych emocji, tak kwestia wyboru rodzimych reprezentantów raczej nie napawała optymizmem. Przez ostatnie lata dumę i radość wypierały bowiem rozczarowanie, frustracja i ogromny niedosyt. W mediach aż huczało na temat rzekomych ustawek, lobbowania konkretnych artystów, niejasności i niesprawiedliwości.
Próba odbudowania zaufania i decyzyjność widzów
Po wielu skandalach z poprzednich lat, oddanie głosu widzom i zrezygnowanie z jury podczas tegorocznych preselekcji było strzałem w dziesiątkę. Jeśli TVP faktycznie pójdzie w stronę przejrzystości zasad i transparentności, to być może już niedługo odbuduje zaufanie wśród eurowizyjnych entuzjastów. Przeprowadzone w walentynkowy wieczór kwalifikacje odczytuję jako nowy początek i dobry omen na przyszłość.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Michał Szpak skradł show
Transmisja z Wielkiego Finału Polskich Kwalifikacji (cóż za toporna nazwa) rozpoczęła się w TVP2 tuż przed 21:00. Widowisko z przytupem otworzył Baby Lasagna, czyli laureat drugiego miejsca na ubiegłorocznej Eurowizji. Szkoda tylko, że w niektórych piosenkach wspierał się playbackiem. Następnie widzów przywitało aż czterech prowadzących. Muszę przyznać, że pomysł "sparowania" Artura Orzecha z Michałem Szpakiem początkowo lekko mnie przeraził, ale zupełnie niepotrzebnie. Zestawienie spokojnego, rzucającego faktami i eurowizyjnymi ciekawostkami prezentera z charyzmatycznym, głośnym i zabawnym artystą okazało się genialną koncepcją.
Michał był niekwestionowaną gwiazdą wieczoru - dał świetny występ i uchronił widzów przed poprawną, ale schematyczną i nudną konferansjerką. Po krótkim, dynamicznym segmencie wprowadzającym i wytłumaczeniu zasad głosowania, nastąpiło sprawne przejście do sedna sprawy.
Pozytywne zaskoczenie i poprawna nijakość
Konkursową część otworzył mało znany zespół Chrust, który zakończył rywalizację tuż za podium. To zdecydowanie jedno z największych objawień i zaskoczeń tegorocznych eliminacji. Wykonawcy utworu "Tempo" udowodnili, że mimo braku wieloletniego doświadczenia i wsparcia firmy fonograficznej, można przygotować show na wysokim poziomie. Czwarte miejsce jak najbardziej zasłużone. Jako drugi na scenę wkroczył preselekcyjny weteran, Kuba Szmajkowski. 22-letni wokalista wielokrotnie powtarzał, że jest fanem Eurowizji, co dało się zresztą odczuć podczas jego występu. Sceniczna interpretacja poprawnego, ale niezbyt porywającego kawałka "Pray" była niemal perfekcyjna i przypominała realizacje ze szwedzkiego "Melodifestivalen". Być może w tej dopieszczonej wizji zabrakło autentyczności i odrobiny luzu.
Wielki triumf Justyny Steczkowskiej
Numer trzy został przypisany wielkiej faworytce kwalifikacji. Zgodnie z oczekiwaniami, Justyna Steczkowska rozniosła scenę swoją charyzmą, potężnym głosem i niesamowitą energią. Intensywna choreografia i moment "wniebowstąpienia" zrobiły wrażenie, w przeciwieństwie do niezbyt spektakularnych wizualizacji i nieco kiczowatych strojów. Mimo wszystko, cytując Artura Orzecha, zwycięstwo 52-letniej (!) artystki było "oczywiste". W moim odczuciu również w pełni zasłużone.
Występ w takiej formie raczej nie przyniósłby Polsce upragnionego zwycięstwa na Eurowizji, ale drzemie w nim spory potencjał na sukces. Na szczęście do maja jeszcze sporo czasu, który warto poświęcić na poprawki i udoskonalenie show. Moment, gdy po ogłoszeniu wyników Justyna w euforii upadła na podłogę i nie mogła powstrzymać wzruszenia, z pewnością zostanie w mojej pamięci na długo. Oby okazał się symbolem sukcesu Polski na Eurowizji!
Najgorszy występ wieczoru
Po triumfującej "dziewczynie szamana" na preselekcyjnej scenie zaprezentował się Tynsky. Propozycja "Miracle" zdecydowanie zyskała na żywo. Minimalistyczny, utrzymany w barwach czerni i bieli występ wyróżniał się elegancją i prostotą, lecz na tle różnorodnej stawki dość szybko odszedł w zapomnienie. Szkoda, że o wiele trudniej wyprzeć z pamięci wykon Darii Marx. Wokalnie bez zarzutu, ale wizualnie była to zdecydowania najgorsza prezentacja sceniczna wieczoru. Ciekawi mnie, kto wpadł na pomysł, aby do bondowskiej ballady pokazać na ekranach bujną roślinność i świetliki? Kiedy myślałem, że gorzej być nie może, moim oczom ukazały się wizualizacje z twarzą artystki otoczoną płomieniami. Koszmar.
Powiew świeżości i największa konkurencja Steczkowskiej
Czy duet Sw@da x Niczos spełnił oczekiwania fanów? Zdecydowanie! Gdyby w stawce zabrakło Justyny, pionierzy gatunku "podlasie bounce" już pakowaliby walizki do Bazylei. Miks tradycyjnych akcentów z nowoczesną nonszalancją wypadł naprawdę zacnie i mógłby porwać eurowizyjną publikę. Może za rok się uda!
Siódemka należała do Janusza Radka, lecz nie okazała się szczęśliwa. Utalentowany muzyk zakończył rywalizację w drugiej połowie tabelki, a fakt, że nie zapamiętałem absolutnie nic z jego występu, mówi sam za siebie. Tytuł najdziwniejszego pomysłu na "show" przypadł Darii, ale Marien depcze jej po piętach. Artystka śpiewała, że "nie może się chować", biegając po scenie w otoczeniu tancerzy uzbrojonych w kosmiczne okulary, a do tego, nie wiedzieć czemu, przytargała na scenę kanapę. Zdecydowanie nie jest jeszcze gotowa na Eurowizję.
Polska Sabrina Carpenter i kolejne męskie ballady
Występ zdobywcy "dzikiej karty", Teo Tomczuka, okazał się sporym rozczarowaniem. Przereklamowany koncept konfliktu tanecznego i sztuczny romantyzm zabiły magię poruszającego utworu "Immortal". A mogło być tak pięknie! Po kilku balladach poczułem lekkie znużenie. Na szczęście na scenie pojawiła się namaszczona przez internautów "polską Sabriną Carpenter" Sonia Maselik, która rozbudziła publikę energetycznym kawałkiem "Rumours". Występ był co prawda dość chaotyczny, ale wywołał uśmiech na twarzy i taneczne podrygi na kanapie (nie tej, na której wyginała się Marien). Jako ostatni zaprezentował się zdobywca brązowego medalu, Dominik Dudek. Zakończenie na przyzwoitym poziomie i zdecydowanie najprzyjemniejsza w odbiorze, najlepiej pokazana ballada.
Telewizja Polska zdała egzamin? Mocne i słabe punkty preselekcji
W ubiegłym roku nadawca publiczny zorganizował tzw. eliminacje wewnętrzne, które zakończyły się zwycięstwem Luny i brakiem Polski w wielkim finale Eurowizji. O tym lepiej się nie rozwodzić. Publiczne preselekcje można było za to podziwiać w TVP m.in. w 2022 i 2023 roku. Wówczas funkcjonował on pod równie nieudaną nazwą "Tu Bije Serce Europy. Wybieramy Hit Na Eurowizję". Porównując tegoroczne show do tamtych koncertów, można dostrzec zdecydowaną poprawę — zarówno, jeśli chodzi o stawkę koncertową, jak i samą realizację widowiska. Choć i tym razem wskazałem mniej udane występy, żaden z nich nie był takim koszmarkiem, jak chociażby "Booty" z 2023.
Abstrahując od stawki konkursowej, "nowa" TVP zdecydowanie lepiej poradziła sobie z organizacją i aspektami technicznymi preselekcji. Choć nie obeszło się bez kilku wpadek, ograniczono przypadkowe i nieestetyczne ujęcia kamerowe. Przygotowano również przyjemne dla oka, nowoczesne pocztówki artystów, których nie powstydziłyby się eurowizyjne potęgi, takie jak Szwecja czy Ukraina. Należy docenić fakt, że koncert nie był sztucznie przeciągany i chaotyczny - dwóch gości specjalnych w zupełności wystarczyło. Pozytywnie zaskoczyła również forma prezentacji wyników. Dzięki interaktywnej tabelce i budowaniu napięcia przez prowadzących nie brakowało emocji.
Daleko nam do Eurowizyjnej potęgi, ale raczkujemy w tym kierunku
Które elementy warto poprawić w przyszłości? Po pierwsze, eurowizyjne eliminacje mogłyby odbyć się w większej hali czy nawet arenie. Bilety z pewnością sprzedałyby się jak ciepłe bułeczki, a widowisko wyglądałoby bardziej spektakularnie. Jednym większych z minusów tegorocznych kwalifikacji była brzydka, niewielka scena, która dawała mało możliwości artystom i nie prezentowała się zbyt dobrze "w obrazku". Nowoczesność, prostota, przestrzeń, ekrany ledowe bez zbędnych dodatków w formie łuków czy wybiegów — tak to powinno wyglądać. Brakowało mi również nieco więcej polotu i zaskakujących elementów w scenariuszu koncertu – w tej kwestii było po prostu poprawnie i dość przewidywalnie.
Na tle niektórych zagranicznych eliminacji, nadwiślańskie preselekcje wciąż prezentowały się dość ubogo. Nie mamy się jednak czego wstydzić, a to już spory plus. Należy docenić starania TVP, oby tak dalej! Wierzę albo może łudzę się, że tym razem nadawca publiczny postawi na ciągłość formatu i zbuduje markę, która będzie sukcesywnie się rozwijać.
![](https://www.pudelek.pl/_next/static/images/logoContentQuality-afa907d44f84ea65..png)