Narodowa kwarantanna sprzyja szperaniu po rodzinnych archiwach i snuciu z najbliższymi opowieści o tym, jak to było kiedyś. Na wspominki wzięło się w niedzielne popołudnie także Martynie Wojciechowskiej, która, zainspirowana najwyraźniej wszechobecną tematyką okołomedyczną, postanowiła poinformować swoich fanów, jak często za dziecka gościła w szpitalach.
Połowę dzieciństwa spędziłam w szpitalach, gdzieś od czwartej klasy szkoły podstawowej chorowałam, mam wrażenie, że non stop. Przeszłam ciężkie operacje ratujące życie, chemioterapię, po drodze miałam inne poważne schorzenia: mononukleozę, zapalenie opon mózgowych. No i kilka wypadków na motocyklach, niestety - wylicza Wojciechowska.
Telewizyjna prezenterka podkreśliła jednak, że mimo tylu szpitalnych perypetii jej rodzice nigdy jej nie ograniczali, za co jest im do dziś szalenie wdzięczna.
Mogę śmiało powiedzieć, że dostarczyłam moim rodzicom wielu trosk. Ale chociaż bardzo wcześnie i ja, i oni przekonaliśmy się, jak kruche jest życie, nie ograniczyli mi wolności, możliwości doświadczania. Nie stali się nadopiekuńczy. Mamo, Tato, wiecie, że jesteście najlepsi na świecie? - czytamy na instagramowym profilu Martyny.
Można pozazdrościć tak serdecznej relacji z najbliższymi?