JonBenét Ramsey żyła zaledwie sześć lat. Przez ten przygnębiająco krótki okres zdążyła zachwycić wiele osób. Dziewczynka urzekała nie tylko swoją delikatną urodą, ale przede wszystkim nieodpartym, dziecięcym urokiem.
To właśnie te cechy zapewniły JonBenét wygrane w licznych dziecięcych konkursach piękności, organizowanych na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Gdy tylko mała Jon pojawiała się na scenie, cała uwaga skupiała się tylko na jej bujnych lokach i uroczej buźce.
Kariera w modelingu była marzeniem jej matki. Patsy Ramsey, była królowa piękności, prawdopodobnie chciała w ten sposób wynagrodzić sobie swoje własne, nie końca zrealizowane plany z młodości. Ciężko powiedzieć, czy marzenia małej Jon pokrywały się z fantazjami jej rodzicielki. Z pewnością jednak dziewczynka miała potencjał, by je spełnić.
Ze względu na sukcesy Jon, Ramsey’owie byli znani nie tylko w swoim rodzinnym Boulder w Kolorado. Społeczeństwo widziało w nich idealną, amerykańską rodzinę. John - majętny prezes dużej firmy informatycznej, jego piękna żona i perfekcyjna córeczka - familia rodem z reklamy płatków śniadaniowych.
Tym bardziej szokująca dla wszystkich okazała się wieść, która obiegła media w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 1996 roku.
Groza w "idealnym" domu
Z samego rana ciepłą, świąteczną atmosferę panującą we wszystkich amerykańskich domach zmroziła wiadomość o nagłym zniknięciu 6-letniej dziewczynki. Serwisy informacyjne przedstawiały wstrząsającą historię rodziców, którzy w bożonarodzeniowy poranek nie zastali swojej córeczki w jej łóżku.
JonBenét po prostu przepadła, jak kamień w wodę. Okoliczności sprawy przywodziły na myśl hollywoodzki film sensacyjny. Na schodach prowadzących do pokoju 6-latki Ramsey’owie znaleźli tajemniczą karteczkę. Była to notatka od porywaczy, którzy żądali 118 tys. dolarów okupu w zamian za życie dziewczynki.
Mimo wyraźnych instrukcji, by w sprawę nie angażować policji, Patsy natychmiast chwyciła za telefon i zadzwoniła na komendę. Służby błyskawicznie podjęły działania. Już koło godziny 6:00 rano funkcjonariusze pojawili się na miejscu i przeprowadzili pobieżne przeszukanie domu, ale nie znaleźli żadnych śladów włamania.
W poczuciu bezradności John zaczął przygotowywać się do zapłacenia okupu. W międzyczasie do domu wysłano ekipę kryminalistyczną, która miała zabezpieczyć ślady. Technicy niestety wykazali się nieprawdopodobnym wręcz brakiem profesjonalizmu.
Zabezpieczona została jedynie sypialnia dziewczynki, podczas gdy po pozostałej części budynku przez kilka następnych godzin przewinęły się tuziny osób – przyjaciele rodziny, prawnicy, detektywi. Jeśli porywacze zostawili po sobie jakiekolwiek tropy, ich znalezienie stało się praktycznie niemożliwe.
Około godziny 8:00 do rezydencji Ramsey’ów przyjechała detektyw, której przydzielono sprawę. Dołączyła do zrozpaczonych rodziców, czekających na dalsze instrukcje porywaczy. Te jednak się nie pojawiły. Mijały kolejne, niemiłosiernie dłużące się godziny, ale nikt nie zgłosił się po odbiór pieniędzy.
Za drzwiami piwnicy…
Trudno sobie wyobrazić emocje, które w ten świąteczny dzień musiały panować za fasadą pięknej willi w Boulder. Minęło południe, a Ramsey’owie wciąż nie otrzymali żadnych wieści o córce. W końcu detektyw poprosiła pana domu, by wraz z przyjacielem ponownie przeszukał wszystkie pokoje – w końcu to on znał ten budynek najlepiej.
John obszedł wszystkie pomieszczenia, a na końcu zszedł do piwnicy. Jedna ze znajdujących się tam komórek była zamknięte na zatrzask. Okazało się, że policjanci przeszukujący dom o poranku zignorowali ten fakt i po prostu tam nie zajrzeli.
John otworzył zamek i wszedł do środka. Oczom mężczyzny ukazała się jego ukochana córeczka. Była martwa.
Zwłoki JonBenét były przykryte częściowo białym kocem, usta zaklejone taśmą, a ręce i szyja przewiązane prowizorycznym sznurkiem. John wziął maleńkie ciało na ręce i zaniósł je na górę. Tym jednym, przepełnionym bólem gestem, nieświadomie naruszył wszystkie krytyczne dowody kryminalistyczne.
Ziścił się najczarniejszy scenariusz. Służby nie poszukiwały już porywaczy, a morderców. Zwłoki małej JonBenét zostały poddane sekcji. Badanie wykazało, że dziewczynka zmarła w wyniku "uduszenia związanego z urazem czaszkowo-mózgowym". Medycy sądowi nie wykluczyli też napaści na tle seksualnym.
Wszystko zostaje w… rodzinie?
Już na samym początku śledztwa John podzielił się z funkcjonariuszami ciekawym spostrzeżeniem - zauważył, że kwota żądana przez sprawców porwania przypominała kwotę jego zeszłorocznej bożonarodzeniowej premii. To mogło oznaczać, że sprawca miał dostęp do informacji na temat wynagrodzenia Ramsey’a. W obliczu tych ustaleń policjanci skupili się na przesłuchaniach pracowników firmy Johna. Trop jednak wiódł donikąd.
Wkrótce sprawa zeszła na zupełnie inny tor. Mundurowi nie mogli oprzeć się wrażeniu, że notatka zostawiona przez rzekomych porywaczy była mocno specyficzna – przede wszystkim wiadomość była bardzo długa, co w przypadku żądania okupu zdarza się niezwykle rzadko.
Na papierze nie znaleziono żadnych odcisków palców, oprócz tych należących do Patsy. Mało tego, wiadomość została napisana z wykorzystaniem długopisu i papieru znalezionych w domu rodziny. Zdaniem funkcjonariuszy notatka mogła zostać sfabrykowana.
Jakkolwiek nieprawdopodobny mógł wydawać się ten scenariusz dla okolicznej społeczności, śledczy coraz silniej kierowali swoje podejrzenia na... Ramsey’ów. Na ich niekorzyść działał brak chęci współpracy z policją. Ponadto analiza wykazała, że prowizoryczny sznurek, którym związano 6-latkę, zrobiony był częściowo z włosia pędzla, którego Patsy używała do malowania. Na wszystkie te dziwne zbiegi okoliczności nie dało się po prostu przymknąć oka.
Członkowie najbliższej rodziny ofiary zostali przesłuchani i przedłożyli próbki pisma. Grafolodzy wykluczyli, by John lub starszy brat JonBenét, 9-letni Burke, napisali notatkę z żądaniem okupu. Co do Patsy – wnioski nie były tak jasne. Jak wskazano w raporcie Colorado Bureau of Investigation: "istnieją przesłanki, że autorem listu jest Patricia Ramsey". Dowody przeciwko kobiecie były jednak niewystarczające.
Szukanie igły w stogu siana
Śledczy podzielili się wówczas na dwie grupy. Jedna z nich próbowała przekonać wymiar sprawiedliwości, że JonBenét zginęła z rąk najbliższych. Część przedstawicieli tego stronnictwa uważała, że Patsy uderzyła córkę w przypływie wściekłości po epizodzie moczenia nocnego, a później w panice ją udusiła. Kobieta nie miała w przeszłości żadnych napadów niekontrolowanego gniewu czy agresji.
Byli też tacy, według których 6-latkę przypadkowo zabił jej starszy brat. W tej wersji wydarzeń Burke w złości uderzył siostrę niezidentyfikowanym przedmiotem w głowę. Następnie rodzice zatuszowali sprawę, by chronić dziecko i dobre imię swojej rodziny. Na potwierdzenie każdej z tych koncepcji brakowało dowodów.
Mówi się, że nie ma "zbrodni idealnej". A już na pewno nikomu nie może ujść na sucho brutalne zamordowanie dziecka, w dodatku w jego rodzinnym domu. A jednak – policja pozostawała bezsilna. Brak kluczowych dowodów – spowodowany przede wszystkim rażącym naruszeniem miejsca zbrodni - uniemożliwiał śledczym podjęcie dalszych działań. Sprawa stanęła w miejscu.
Choć w kręgu podejrzeń policji ostatecznie znalazło się 1,6 tys. osób, to właśnie na najbliższych ofiary skupiały się służby, a media właściwie dokonały samosądu. Nagłówki wręcz wykrzykiwały hasła o "dzieciobójstwie w perfekcyjnym domu".
Mijały kolejne tygodnie, miesiące, a w końcu i lata, kiedy władze pozostawały bezsilne wobec wskazania sprawcy potwornej zbrodni. A prasa dalej żywiła się skandalem "w bogatej amerykańskiej rodzinie".
A może jednak włamywacz?
Dopiero po wielu latach, w 2003 roku, w sprawie obserwowany był pewien postęp. Rozwój technologii pozwolił śledczym przystąpić do badania drugiej z ich głównych hipotez dotyczących bożonarodzeniowej tragedii, czyli tej zakładającej… włamanie.
Na bieliźnie i ubraniach JonBenét znaleziono bowiem ślady krwi. Analiza materiału genetycznego wykluczyła, by krew należała do krewnych zmarłej. Ustalono, że ślady zostawił niezidentyfikowany mężczyzna, ale jego danych nie odnaleziono w bazie.
Nowe ustalenia doprowadziły do tego, że Ramseyowie zostali ostatecznie skreśleni z listy podejrzanych o morderstwo przez ówczesnego prokuratora generalnego. Tej decyzji nie poparło wielu śledczych, twierdząc, że dowody oczyszczające rodziców ofiary były zbyt słabe.
Zwolennicy "teorii włamywacza" twierdzili, że JonBenét mogła ściągnąć na siebie uwagę pedofilów w związku z występami w dziecięcych konkursach piękności. Zauważono, że fatalnej nocy okno piwniczne w rezydencji Ramseyów było wybite. Jeden z detektywów teoretyzował, że morderca wszedł do domu właśnie tamtędy, lecz przeszło 15 latach nie dało się tego udowodnić.
Do wszystkiego się przyznał, ale…
W 2006 roku wydarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego. Alexis Val Reich, 41-letni nauczyciel szkolny, przyznał się do zamordowania JonBenét. Mężczyzna twierdził, że odurzył dziewczynkę, wykorzystał ją seksualnie, a następnie "przypadkowo" zabił.
41-latek został aresztowany, ale podczas przesłuchania przedstawił tylko podstawowe fakty na temat zbrodni. Mówił wyłącznie o rzeczach, o których było głośno w mediach, co wzbudziło wątpliwości śledczych. Twierdzenie o rzekomym odurzeniu dziewczynki nie znalazło natomiast potwierdzenia w sekcji zwłok, gdyż w organizmie JonBenét nie wykryto żadnych niedozwolonych substancji.
Co więcej, DNA Reicha nie pasowało do materiału genetycznego znalezionego na ciele 6-latki. Policja nie dotarła do żadnych dowodów łączących mężczyznę z miejscem zbrodni. Reich został skazany za składanie fałszywych zeznań.
Co było dalej? Niewiele. W 2016 roku badanie DNA wykazało, że na ubraniach dziewczynki znajdował się materiał genetyczny należący do dwóch niezidentyfikowanych mężczyzn. Sprawa zabójstwa JonBenét Ramsey nadal jest nierozwiązana, ale pozostaje otwarta na wypadek znalezienia nowych dowodów.