Wystarczyła zbieżność nazwisk i powierzchowne podobieństwo, by dziennikarz Artur Włodarski został okrzyknięty ojcem Markusa W., chłopaka zmarłej w Egipcie Magdaleny Żuk. W Dzień Dobry TVN opowiedział o tym, jak internauci wylali na niego wiadro pomyj. Były też groźby i żądania, żeby wyznał, gdzie ukrył rzekomego syna.
Kolega mi przysłał informację, czy wiem, że w Twitterze jestem ojcem Markusa W. Przepraszam, ale nie wiedziałem za bardzo o co chodzi. Najpierw mnie to rozbawiło, bo nie wiedziałem, czym to pachnie. Dopiero, kiedy przeczytałem komentarze, gdzie ukryłeś syna, przyznaj się, zobaczyłem, że sprawy idą w nie w tę stronę, co sadziłem.
Przyznał też, że nie spodziewał się, jak ta sprawa wpłynie na jego życie. Do dziś, będąc w restauracji ludzie szepczą za jego plecami.
To jest jak tsunami. Kiedy dym opadnie, człowiek się budzi w zupełnie innym miejscu, i powrót do stanu sprzed i odbudowanie zniszczeń jest niemożliwe. Gorzej śpię, na początku nie było gróźb, były pretensje. Staram się mówić, że nic nie zrobiłem, akurat na mnie padło, ale to tak nie działa. Były oskarżenia, że działamy w szajce, człowiek z mediów z synem i politykami PO, eksportujemy kobiety do Egiptu.
Mężczyzna żalił się, że najgorszą stroną tej sprawy jest brak możliwości obrony. Internauci i tak "wiedzą lepiej", kto jest ojcem Markusa W.
Zobacz też: Chłopak Magdaleny Żuk przerywa milczenie: "Twierdziła, że słyszy hałasy. POJAWIAJĄ SIĘ GROŹBY"
Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news