Pod koniec kwietnia Goniec.pl sprawił, że oczy rodaków zwróciły się na Dagmarę Kaźmierską. I to nie za sprawą jej pląsów w "Tańcu z gwiazdami", lecz przez jej mroczną przeszłość, która dzięki wyciągnięciu akt sprawy, do których dotarł również Pudelek, stała się w końcu bardziej przejrzysta.
Portal przedstawił wstrząsającą relację kobiety, Marii A. (imię i nazwisko zmienione). Opowiedziała, jak traktowała ją "królowa życia". Tak opisała m.in. to, co wydarzyło się po tym, gdy próbowała uciec z agencji:
Dagmara krzyczała na mnie i biła mnie rękami po całym ciele. Mówiła, że k*rwa to nie człowiek, że pozabija nas wszystkich, że nikt nam nie pomoże. Jak skończyła, Ruski chwycił mnie za szyję i zaczął mnie straszyć, że jak jeszcze raz ucieknę, to on się mną zajmie. Zostałam zaciągnięta do pokoju i zamknięta na klucz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak się okazuje, nie tylko Maria próbowała uciec z klubu "Heidi". Inna pracownica Dagmary, niejaka Bernadetta Ch. również chciała odzyskać wolność. Jej przypadek naświetla kolejny tekst "Gońca", z którego dowiadujemy się o zeznaniach klienta klubu, który zakochał się w kobiecie.
Żeby uwolnić się od Dagmary, trzeba było zapłacić haracz. Leszek Sz. chciał pomóc uciec Bernadettcie
Leszek Sz., emerytowany budowlaniec, poznał Bernadettę w klubie i wymienił się z nią numerami telefonu. Ona otworzyła się przed nim. Podczas rozmów opowiadała o swoich doświadczeniach z pracy u Kaźmierskiej. Z czasem ich luźna znajomość przekształciła się w związek.
Powiedziała mi, że z kwoty 150 zł za świadczenie usługi seksualnej otrzymywała od właścicielki pieniądze w kwocie 70 zł. Mówiła, że oszukuje ją właścicielka, wykorzystując to, że ona ma skłonność do alkoholu. Skarżyła się, że często Dagmara potrąca jej różne kwoty z pieniędzy, które zarobiła - zeznał mężczyzna.
Przypomniał także, jak wyglądało jego starcie z Heńkiem, który pilnował "porządku" w biznesie Dagmary. Wydarzyło się to podczas jednej z wizyt w klubie.
Po chwili dogoniło mnie wiśniowe BMW. Wyprzedziło mnie i zajechało mi drogę. Z samochodu wyskoczył Heniek, który prowadził, i jeszcze drugi łysy mężczyzna. Podbiegli do mojego samochodu i otworzyli drzwi. Ja ruszyłem na wstecznym. Przypuszczałem, że może się coś nam stać i postanowiłem uciekać (...) Heniek powiedział do mnie tak: "Wziąłeś tę dziewczynę, to teraz dawaj mi 500 zł i możesz z nią jechać w ch**", a jak nie to "nie poznam swojego samochodu" - opowiedział Leszek.
Według zeznań mężczyzny, dzień później pojawił się wraz z Bernadettą w agencji, aby uiścić "należność" i odebrać dowód osobisty, który został zatrzymany poprzedniego dnia. Kobieta oznajmiła szefowej, że decyduje się opuścić pracę. To wtedy Heniek wycenił wolność Bernadetty na 2 tysiące złotych.
Wręczyłem mu 400 zł i powiedziałem, by oddał mój dowód osobisty. Na to Heniek odpowiedział do mnie tak: "to pierwszą sprawę mamy załatwioną, a teraz jest druga sprawa". Zapytałem się, o co mu chodzi. "Bernadetta odchodzi z tobą, to jak mam cię potraktować? Normalnie czy ulgowo? Na ile cię stać? Bo normalnie to kosztuje pięć tysięcy" - przypomniał Leszek.
Zeznał także, że wówczas współpracownik Dagmary miał zacząć mu grozić, mówiąc, że może zrobić krzywdę jego rodzinie. Powiedział, że wie, gdzie ja mieszkam i gdzie mieszkają moi rodzice - dodał.
Sama Bernadetta wspomina sytuację następująco: Leszek był bardzo przerażony. Nie miał możliwości zebrania 500 zł, a co dopiero 2 tys. Był załamany. Kobieta ponoć zachęcała Leszka, by zgłosił sprawę na policję. On finalnie tego nie zrobił, bo bał się, że Heniek naprawdę skrzywdzi jego mamę i tatę.
Leszek Sz. zdecydował się uiścić żądany haracz. Zgodnie z informacjami podanymi przez portal Goniec.pl, związek Leszka i Bernadetty nie potrwał zbyt długo - on wyjechał do Niemiec w poszukiwaniu pracy, a ona wróciła do pracy jako prostytutka.