Znamy coraz więcej szczegółów dotyczących piątkowej rozprawy Dariusza K., oskrażonego o śmiertelne potrącenie kobiety. 63-letnia Ewa J. zginęła na pasach pod kołami jego BMW. Biegli ustalili, że przekroczył dozwoloną prędkość o 30 km/h, przejechał na czerwonym świetle i nawet nie próbował hamować. Jak donosi TVP Info, Dariusz K. przyznał się do winy. Zapewniał jednak, że narkotyki brał nie bezpośrednio przed wypadkiem, lecz poprzedniego wieczoru. Utrzymuje również, że jechał tylko 40 km/h, ale w pewnym momencie jadący za nim kierowca zaczął na niego trąbić. To może znacząco przyczynić się do złagodzenia kary, z maksymalnych 12 na 6 lat więzienia.
Prawnik Dariusza K. tuż po rozprawie chętnie odpowiadał na pytania dziennikarzy zapewniając, że świadkowie "stworzyli wersję wydarzeń, która nigdy nie miała miejsca". Dodał też, że opinia biegłych nie jest tak pewna, jak się może wydawać. Podobno nie byli w stanie ustalić fazy sygnalizacji świetlnej w momencie wypadku:
Mamy opinię toksykologiczną, mamy konfrontację dowodów. Biegły nie był w stanie ustalić fazy sygnalizacji świetlnej w momencie potrącenia pieszej. Zeznania świadków dotyczące fazy sygnalizacji świetlnej są dość zbieżne, są one niekorzystne dla mojego mocodawcy. Świadkowie dziś stworzyli wersję, która nigdy nie istniała w toku postępowania i mam nadzieję, że nie zostanie przyjęta. To wersja wyprzedzania w ostatniej fazie przed kolizyjnej przez samochód oskarżonego innych stojących samochodów. To łagodnie mówiąc poprawianie rzeczywistości. Nie składaliśmy wniosku o uchylenie aresztu.
Jak myślicie, uda mu się wywalczyć niski wyrok za zabicie kobiety pod wpływem kokainy?