Ostatnie tygodnie w życiu Kasi Kowalskiej z pewnością nie należały do najprzyjemniejszych. Pod koniec marca wokalistka wyznała, że jej córka w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Choć wypowiedzi 46-latki sugerowały, że przebywająca w Wielkiej Brytanii Aleksandra zmaga się z koronawirusem, w poniedziałek okazało się, że wykonane 23-latce kilkukrotnie badania, za każdym razem dawały wynik negatywny. W efekcie zdezorientowani fani za pośrednictwem mediów społecznościowych licznie dopytują o przyczynę jej wizyty w szpitalu.
Dodatkowo wciąż nie milkną echa sobotniego koncertu artystki. Kowalska była gwiazdą cyklu Koncertowanie pod blokami w Ciechanowie. Zgodnie z założeniem organizatorów, fani muzyki piosenkarki mieli oglądać jej występ z okien i balkonów swoich mieszkań. Niestety, nieoczekiwanie zgromadzili się pod sceną, na której śpiewała Kasia. Na wokalistkę błyskawicznie wylała się fala krytyki, a jej profile w mediach społecznościowych zostały zasypane komentarzami zawiedzionymi jej postawą fanów. Menadżer gwiazdy w rozmowie z Pudelkiem wyznał, że nie widzi "nic dziwnego w tym, że koncert popularnego artysty wyciągnął ludzi z domów".
Głos w sprawie postanowił zabrać sam prezydent Ciechanowa. Krzysztof Kosiński zapewnił, że zasady występów zostały jasno określone i podkreślił, że wcześniej nie dochodziło do tego typu sytuacji:
Od początku we wszystkich komunikatach informowaliśmy o tym, żeby nie gromadzić się i oglądać z to wydarzenie z balkonów. Tych wydarzeń było łącznie sześć i na pięciu poprzednich nie było takich problemów - mówił prezydent w rozmowie z Wirtualną Polską, dając do zrozumienia, kto odpowiada za to, że słuchacze złamali obostrzenia:
Tu niestety mieliśmy do czynienia z nieodpowiedzialnym zachowaniem. Osobom odpowiadającym za organizację trudno było przewidzieć, że artystka wpadnie na pomysł, by zaprosić wszystkich pod scenę. Tego się nie spodziewaliśmy.
Domyślacie się, dlaczego publicznie nawołująca do pozostania w domach Kowalska, zdecydowała się zaprosić fanów pod scenę?