Edukacja seksualna prowadzona w szkołach to wciąż gorący temat w wielu stronnictwach politycznych, dla których niemożliwym jest, by podobne zajęcia finansowano z budżetów miast. Zdaniem niektórych polityków uczenie nastolatków o bezpiecznym współżyciu i odpowiedzialności, jaką ze sobą niesie, jest niedopuszczalne. Ich zdaniem szkoła nie powinna zajmować się podobnymi sprawami.
Zupełnie innego zdania jest profesor Monika Płatek, karnistka pracująca na Uniwersytecie Warszawskim, która zauważa, że wiedza dotycząca seksu, która dostępna jest w Internecie, czyni młodzieży więcej krzywdy niż pożytku.
Proszę sobie wrzucić w ten Gugel i w ten Internet słowo sex. I wyleci cała seria najróżniejszych scen, filmów, opisów, które z edukacją niewiele mają wspólnego, z dezinformacją za to ogromnie dużo - mówi profesor Płatek. Młodzież, która nie może w sposób neutralny rozmawiać o swoich zainteresowaniach i problemach, będzie sięgała po dostępne środki, które są ciężką pornografią, które stwarzają nieprawdziwy wzorzec o relacjach międzyludzkich.
Zdaniem prawniczki, edukacja seksualna jest takim samym przedmiotem jak matematyka czy fizyka i powinna być obecna w szkołach. Przy obecnym stanie prawnym niemożliwym jest, by zamiast niej młodzież czerpała wiedzę o seksie z religii:
Edukacja seksualna do element edukacji. Dzieci mają prawo być wolne od indoktrynacji, a obowiązkiem państwa jest dostarczenie tej wiedzy. Nie może być prawem rodziców, że ich dzieci mają tej wiedzy nie otrzymywać. To element tej samej wiedzy, jak matematyka, fizyka. Nie może być zastąpiona religią. Rezygnowanie z niej jest sprzeczne z obowiązującym dorobkiem prawa - dodaje.