Mija 5 miesięcy od aresztowania Diddy'ego, któremu postawiono zarzuty m.in. udziału w handlu ludźmi i dokonywania przestępstw o podłożu seksualnym. Prawnikom rapera nie udało się wywalczyć uzyskania wolności dla ich klienta na poczet kaucji wynoszącej bagatela 50 mln dolarów. Kolejny proces w jego sprawie odbędzie się dopiero na początku maja. Pomimo tego, że zdecydowana większość kolegów 55-latka z branży muzycznej odwróciła się do niego plecami, są też tacy, którzy najwyraźniej wychodzą z założenia, że nie zrobił nic takiego, za co powinno zostać mu odebrane prawo do wolności.
Liczba domniemanych ofiar Amerykanina, które odważyły się skierować przeciwko niemu pozew, przekroczyła już 200 osób. Wśród nich znalazła się kobieta oskarżająca nie tylko Diddy'ego, ale też jego dobrego znajomego, Jaya-Z, o zgwałcenie jej na domówce po rozdaniu nagród MTV Video Music Awards, kiedy ta miała zaledwie 13 lat. W sprawie zapadł jednak korzystny dla obu panów wyrok. Prokuratura zdecydowała o oddaleniu pozwu cywilnego. Mało tego, reprezentujący interesy powódki nie mają możliwości jego ponownego wniesienia w tej samej formie.
Jay-Z świętuje oczyszczenie z zarzutów o gwałt
Twórca hitu "99 Problems" od początku odpierał wszelkie zarzuty pod swoim adresem, domagając się natychmiastowego wycofania pozwu i ujawnienia personaliów oskarżycielki. Niewątpliwie może być zadowolony z takiego obrotu zdarzeń, lecz zdaje sobie sprawę z olbrzymiej rysy na swoim wizerunku i strat moralnych, jakie poniósł wraz z Beyonce i trójką ich dzieci.
Dzisiaj jest zwycięstwo. Błahe, fikcyjne i przerażające oskarżenia zostały oddalone. Ten pozew cywilny był bezpodstawny i nie prowadził do niczego. Stworzona przez nich fikcyjna opowieść byłaby śmieszna, gdyby nie powaga zarzutów. Nie życzę nikomu takich doświadczeń. Trauma, jakiej doświadczyliśmy ja, moja żona, moje dzieci, ukochani, może nigdy nie zostać przez nas zapomniana - tak brzmi początek opublikowanego w piątek oświadczenia.
Jay-Z otwarcie potępił postawę Tony'ego Buzbee, adwokata reprezentującego jego rzekomą ofiarę. Niezmiennie obstaje przy stanowisku, że wraz ze swoją klientką kierowali się przede wszystkim chęcią wywalczenia milionowego odszkodowania.
Ten pseudoprawnik złożył pozew w imieniu Jane Doe (określenie osoby o nieznanej tożsamości - przyp. red.), a gdy szybko zdał sobie sprawę, że próba wyłudzenia pieniędzy się nie powiedzie, myślał, że wycofa się bez żadnych konsekwencji. System zawiódł. Sąd musi chronić ofiary, oczywiście, ale z tą samą odpowiedzialnością etyczną sądy muszą chronić niewinnych przed oskarżaniem bez cienia dowodu. Niech prawda zwycięży w równym stopniu i dla wszystkich ofiar, i tych fałszywie oskarżonych - zakończył.
Wierzycie w jego niewinność?
![](https://www.pudelek.pl/_next/static/images/logoContentQuality-afa907d44f84ea65..png)