Czy mężczyzna, którego PZPN zatrudnił do ochrony Roberta Lewandowskiego, miał związek z gangiem neonazistów terroryzującym Białystok? Na to pytanie odpowiedzi szukał dziennikarz Wirtualnej Polski Szymon Jadczak, który w obszernym materiale przedstawił stawiane Dominikowi G. zarzuty. Zgodnie z jego informacjami, "Grucha" jest oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej.
Mroczna przeszłość ochroniarza Roberta Lewandowskiego
W swoim materiale Szymon Jadczak ujawnia, jakoby do ochrony Roberta Lewandowskiego PZPN zatrudnił Dominika G., ps. Grucha, który "zajmował się bójkami oraz uprowadzeniami, zarabiał na prostytucji, a na dodatek propagował faszyzm". W trakcie przeszukania jego domu policja znalazła i zabezpieczyła materiały o charakterze neofaszystowskim. Do zatrudnienia G. przyznał się Cezary Kulesza, prezes PZPN, jednak zapewnia, że nie wiedział o stawianych mu oskarżeniach.
Prezes PZPN Cezary Kulesza w rozmowie telefonicznej z dziennikarzem Wirtualnej Polski stwierdził, że zna Dominika G. i uważa, że nadaje się on do roli ochroniarza kadry, jest osobą sprawdzoną, niekaraną. (...) Kulesza zapewnia, że o procesie i zarzutach ciążących na Dominiku G. dowiedział się od dziennikarza WP. Nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy osoba, u której znaleziono materiały faszystowskie i która odpowiada za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, powinna reprezentować Polskę i PZPN na mundialu w Katarze - czytamy.
Jadczak przedstawił również dowody, w tym jego zdjęcia z kolegami, którzy trzymali ręce w wiadomym geście. Jak napisał, "Grucha miał stać na czele jednej z frakcji gangu, która hołdowała ideologii faszystowskiej i propagowała antysemityzm", a według prokuratury miał niegdyś przynależeć do gangu terroryzującego Białystok. Dziś PZPN uznaje, że jest osobą godną zaufania i odpowiada za bezpieczeństwo "Lewego" podczas zgrupowań kadry.
Dziennikarz ujawnił przeszłość ochroniarza "Lewego". "Do niczego się nie przyznaje"
Sprawa "Gruchy" toczy się przed Sądem Okręgowym w Białymstoku, a materiały o charakterze neofaszystowskim miały trafić w ręce śledczych jeszcze w 2014 roku. Wtedy ochroniarz Lewandowskiego usłyszał zarzuty i trafił do aresztu na 3 miesiące. Obecnie jego proces wciąż się toczy. Dziennikarz dotarł również do nagrania z zatrzymania G.
Po "Gruchę" i kolegów CBŚP przyszło w październiku 2014 r. Na filmie z zatrzymania widać, jak skutego Dominika G., ubranego w spodnie z logo Jagiellonii, wyprowadzają z domu policjanci z długą bronią. W sumie zatrzymano wtedy i aresztowano kilkudziesięciu skinów powiązanych z Jagiellonią Białystok - relacjonuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jadczak ujawnia również, co dokładnie znaleziono podczas przeszukania domu "Gruchy".
Jak czytamy w akcie oskarżenia, "w toku przeszukania ujawniono u oskarżonego Dominika G. faszystowskie broszurki oraz zdjęcie pamiątkowe, gdy pełniąc zasadniczą służbę wojskową, trzyma polską flagę, a żołnierze w mundurach wznoszą salut faszystowski". Śledczy stwierdzili, że zebrane materiały "wskazują na całkowitą identyfikację (Dominika G. – red.) z pseudokibicami Prawicowej Jagiellonii", a w oparciu o wyjaśnienia bandytów, którzy poszli na współpracę z wymiarem sprawiedliwości, prokurator stwierdził, że "Grucha" przewodził tej frakcji pseudokibiców. W domu "Gruchy" zabezpieczono m.in. wlepki z logo zespołu wykonującego utwory o treściach rasistowskich i neonazistowskich, szaliki z symbolami najbardziej radykalnych ruchów neofaszystowskich i rasistowskich oraz książki "Jak pokochałem Adolfa Hitlera".
Co na to sam zainteresowany? Dominik G. co prawda przyznał w rozmowie z dziennikarzem WP, że postawiono mu zarzuty w białostockim procesie, jednak "potępia tę grupę i że do niczego się nie przyznaje". O zabezpieczonych przez policję materiałach mówi z kolei tak:
W moim mieszkaniu zostało zabezpieczone wiele dokumentów, pamiątkowych fotografii związanych z moim życiem osobistym. Jednakże nie przypominam sobie, aby były związane z faszyzmem czy rasizmem. Jednocześnie wskazuję, iż zatrzymane przedmioty podczas przeszukania nie poniosły za sobą jakichkolwiek negatywnych konsekwencji prawnych.
Po śledztwie Jadczaka PZPN ma podjąć decyzję w sprawie dalszej współpracy z G. Z kolei Tomasz Zawiślak, przyjaciel i współpracownik Lewandowskiego, stwierdził jedynie, że "nie mieli wiedzy na ten temat i nie mają wpływu na to, kogo zatrudnia PZPN". Na razie "Grucha" ma być w grupie tych, którzy w połowie listopada polecą do Kataru.