Sylwester Wardęga jest jednym z bardziej rozpoznawalnych youtuberów w Polsce. Mężczyzna, który na jednym ze swoich kanałów doczekał się prawie 4 milionów subskrypcji, dał się poznać za sprawą szeregu dziwnych filmów, takich jak między innymi "Pies pająk" oraz przegranych spraw w sądzie.
Zobacz też: Wardęga ukarany za zjedzenie telefonu!
W lipcu Wardęga odwiedził Islandię. Wyspiarski kraj na tyle go zafascynował, że chwilę później postanowił zorganizować wyprawę, podczas której udał się tam ponownie, tym razem ze swoimi fanami. Film pod zachęcającym do obejrzenia tytułem "Zorganizowałem niebezpieczną wyprawę z widzami (żyją)" nie wszystkim jednak przypadł do gustu. Głos na temat wyjazdu zdecydował się zabrać przewodnik, pod którego okiem kilka tygodni temu Sylwester odkrywał urok Islandii.
Obejrzałem najnowszy film Sylwestra Wardęgi (...), tego samego dnia dostałem kilkanaście wiadomości z linkiem do tego filmu i pytaniem: "Widziałeś?". Były to wiadomości od osób, które były już ze mną na Islandii, jak i od znajomych, którzy wiedzą, że po tej Islandii trochę już kilometrów złaziłem - zaczyna niejaki Maciek Budzich.
Obejrzałem ten film z lekkim niepokojem, a przede wszystkim z niesmakiem - kontynuuje. Z niepokojem i niesmakiem, bo nagle widzę Sylwestra Wardęgę organizującego "niebezpieczną wyprawę z widzami" na tej samej trasie, którą robił pod moją opieką dwa tygodnie wcześniej, a na której pojawił się kompletnie nieprzygotowany. Na taką trasę zabiera ze sobą ludzi, w liczbie, którą trudno jest ogarnąć jednej osobie - pisze zaniepokojony podróżnik, następnie opisując, jak nieprzewidywalne bywają nawet najbardziej "łagodne" góry.
Na szczęście dla tych, którzy mylą Islandię z Ibizą (bo też jest na literę "I") i "bo, przecież jest lato, to będzie ciepło", sprawdzam po przylocie każdemu ekwipunek i robimy jednodniowy szlak treningowy. Wtedy mogę obserwować przygotowanie każdego uczestnika, poznać, jakim tempem wędruję, jak radzi sobie z ciężarem plecaka i jaką strategię zaplanować na właściwym szlaku. Na takim szlaku okazuje się, że Wardęga nie zabrał ze sobą ani czapki, ani rękawiczek. Przypominam, idziemy w góry, w śnieg, ze zmienną pogodą i śpimy pod namiotami. Serio, myślałem, że to żart z tymi rękawiczkami i czapką, w poradniku oznaczone są wyraźnie jako niezbędny ekwipunek. Kupiliśmy jakieś w drodze na szlak. "Bo przecież lato", ale nie wziął ze sobą też kremu na słońce (również opisanym w poradniku jako niezbędny). Był jedynym gościem z dotychczasowych wypraw, który na drugi dzień ciągle uskarżał się na ból głowy, przegrzanie i "chyba dostałem lekkiego udaru słonecznego" i nie potrafił tego połączyć z brakiem kremu - wspomina wyprawę z youtuberem i kontynuuje wywód:
Z lekkim niepokojem i niesmakiem obejrzałem ten film, bo za organizowanie "niebezpiecznych wypraw z widzami" zabiera się gość, który dwa tygodnie wcześniej jako jedyny z całej ekipy chował się w nocy przed zimnem w ogrzewanych domkach (mam taki plan B dla mniej odpornych, jeśli złapie nas ochłodzenie), a pierwszy raz namiot rozbił na przed ostatnim etapem szlaku, po to, żeby mieć w końcu jakiś materiał wideo pokazujący, że jest Indiana Jonesem i prawdziwym twardym wikingiem sypiającym pod namiotem. Na szlaku pierwszy raz poznał też, czym jest jedzenie liofilizowane... Z niepokojem patrzyłem na ten film, pamiętając, jak Wardęga odłączył się od grupy i postanowił dotrzeć do naszego obozowiska, korzystając z Google maps i opcji "idę pieszo" - czytamy.
I w końcu, z największym niesmakiem i zdumieniem obejrzałem film z wyprawy Wardęgi, ponieważ totalnie i bezczelnie skopiował cały mój pomysł na ten szlak i całe moje kilkuletnie know-how - ubolewa Budzich.
Nie chcę być źle zrozumiany, ten szlak nie jest jakimś "rocket science", nie jestem odkrywcą tego szlaku, nie jest to nowa trasa na północną ścianę ośmiotysięcznika - trochę samozaparcia, doświadczenia w kilkudniowych trekkingach, własnego researchu i można go zrobić samodzielnie. (...) Włożyłem w niego mnóstwo pracy i czasu tak, żeby odbiegał od typowej hurtowej wycieczki z pędzeniem turystów na sznurku, żeby każdy, kto na nim był, zapamiętał go jako niezapomnianą przygodę - kontynuuje poirytowany miłośnik Islandii. - I kiedy widzę na filmie, że dwa tygodnie po zakończeniu naszej wspólnej wyprawy, ale dużo mniejszej, bo łatwiej o siebie dbać w mniejszym gronie, trudniej kogoś zgubić, Sylwester Wardęga realizuje dokładnie ten sam plan, co do którego nie zrobił żadnego researchu - po prostu podpie*rzył gotowca, ba, to nawet zabawne, ale używa dokładnie tych samych zdań, zwrotów, którymi posługuję się na szlaku (serio, jakbym słyszał siebie). Jednocześnie w sieci kreuje się na sumienie polskich youtuberów i influencerów, który wytyka innym hipokryzję, brak oryginalności czy oszukiwanie widzów, to podskórnie czuje się, że jest tu coś mocno nie tak.
Jak można się domyślać, na odpowiedź Wardęgi nie trzeba było długo czekać. 30-latek, któremu wielokrotnie zdarzało się krytykować zachowanie gwiazd i celebrytów, włączył się w dyskusję pod wpisem podróżnika, zostawiając pod nim kilka obszernych komentarzy z wyjaśnieniami.
Przeczytam w wolnej chwili i odpiszę, bo będzie to ciekawy wpis. Bardzo dużo kłamstw, Maciek, ale zapomniałeś, że posiadam nagrania, które skrupulatnie rozprawią się z tym, co napisałeś - grozi wprawiony w relacjonowaniu otaczającej rzeczywistości youtuber w pierwszym komentarzu. - Najciekawsze jest to, że rozmawialiśmy, czy nie masz nic przeciwko temu, bym zorganizował to dla widzów, rozmawialiśmy w rl i na fb. Zapewniałeś mnie, że nie masz z tym problemu, rozumiem, że liczyłeś, że mi się nie uda - dodaje i zapowiada:
Pozwolę sobie nagrać stosowny materiał. Kompletnie nakłamałeś. Wardęga bez czapki i rękawiczek? Przecież na moim filmie widać, jak je mam, kupiłem je w Reykjaviku, a ty piszesz, że na szlaku się okazało, że nie mam czapki - próbuje się tłumaczyć wywołany do tablicy Sylwester.
Używam Google maps? Na moim filmie widać, jak używam Pocket earth, którą sam mi poleciłeś - odnosi się po kolei do zarzutów mężczyzny. Czemu wyrwałem do przodu? Bo powiedziałeś, że to bezpieczne i skoro mam apke Pocket earth to mogę, dlatego z Moniką czekaliśmy na Was w trzecim obozie, bo chcieliśmy zrobić ten odcinek szybciej. Dlaczego dwa razy wziąłem domek? Bo byłem z dziewczyną i chciała wziąć domek, np. wiesz, żeby mieć prywatność i komfort.
Następnie Wardęga bagatelizuje trudności, jakie można napotkać w górach, twierdząc, że podróżnik "straszy ludzi":
Czy szlak jest trudny? Nie, trzeba sprawdzać pogodę. Nie strasz ludzi, że to nie wiadomo co - czytamy.
Maciek, dobrze wiesz co mam na nagraniach i jak bardzo jesteś "odpowiedzialny". Po co Ci to? Dlaczego nie powiedziałeś "nie organizuj", gdy pytałem, czy nie masz nic przeciwko, bo Ci konkurencje robię? Przecież ja Ci nie ukradnę ludzi, mamy inną grupę docelową. Miesiąc temu to było dla Ciebie ok, a teraz jest problem? - kontynuuje.
Przestań straszyć ludzi. Witamy w kapitalizmie. Pozwolę sobie nagrać stosowny materiał. Kompletnie nakłamałeś. Straszna to dziecinada, kompletnie tego nie rozumiem, bo byłeś informowany. Jesteśmy dorośli, a muszę odpowiadać na tak zabawne argumenty - pisze w kolejnym już komentarzu pod wpisem "kolegi" Sylwester, następnie w końcu uderzając w niego bezpośrednio:
Maciej, mówisz, że jestem nieodpowiedzialny. Przykro mi to pisać, ale większość szlaku byłeś pod wpływem, a jednak zabierasz ludzi za pieniądze i nie gadaj głupot o znajomych, bo z niektórymi osobami widziałeś się pierwszy raz w życiu. Skoro bierzesz pieniądze i zabierasz obcych ludzi, bądź odpowiedzialny i przynajmniej podczas kilku godzin wędrówki zachowaj trzeźwość... Pamiętaj, że prawie spadłeś ze skarpy, bo latałeś dronem pod wpływem. Dopiero kilka słów od Moniki sprawiło, że się ogarnąłeś i potem się śmialiśmy razem, że hehe #najgorszyprzewodnik...
Jest mi wstyd, że muszę dyskutować na taki temat i dawać takie argumenty, ale muszę się bronić, gdyż po prostu manipulujesz - dodaje na zakończenie zawiedziony youtuber.
Nie możecie się doczekać zapowiadanego kilkukrotnie przez Wardęgę filmu z "dowodami"?