Nagła śmierć Aarona Cartera wstrząsnęła w ostatni weekend światem show biznesu. Do głosu doszedł teraz jeden z niewielu przyjaciół piosenkarza. W rozmowie z Entertainment Tonight niejaki Gary Madatyan opisał, jaki widok zastał w mieszkaniu Cartera, gdy jego ciałem zajęły się już odpowiednie służby.
Gdy wywieźli z domu ciało, pozwolili kilku osobom wejść do środka. Chcieliśmy sprawdzić, czy nie ma tam żadnych śladów krwi, alkoholu czy innego bałaganu w mieszkaniu. Wszedłem do jego sypialni. Tam było wszystko w porządku. Poszedłem do łazienki. Wanna była pełna żółtawej wody.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Madatyan nie szczędził przy tym szczegółów z ostatnich dni Cartera. Według relacji przyjaciela piosenkarz był doszczętnie zniszczony przez silne środki, którymi się odurzał.
Wyglądał potwornie. Strasznie schudł. Nie zachowywał się normalnie. Jego umysł był nieobecny. Wiedziałem, że zażywa wiele leków, niekoniecznie narkotyków, ale był zdecydowanie na lekach.
Mężczyzna ma także własną teorię co do tego, jak ostatecznie Carter dokonał żywota.
Myślę, że był na tylu lekach, że zasnął po prostu w wannie… To musiał być tragiczny wypadek. Aaron kochał życie. Miał na siebie tyle planów. Nawet gdy zmagał się z tyloma przypadłościami, uzależnieniami, nadal kochał życie.
Madatyan podkreślił, że momentem, który złamał Cartera, było odebranie mu praw do opieki nad synem. Na domiar złego 34-latek miał być w katastrofalnej sytuacji finansowej.
Było naprawdę źle. Nie potrafił zarządzać pieniędzmi. Nie miał nikogo, kto zrobiłby to za niego. Potrzebował kogoś, kto by się nim zajął.