Po odejściu z "Dzień Dobry TVN" Kinga Rusin postanowiła zostać pełnoetatową podróżniczką. Od kilku lat była dziennikarka robi bowiem - z krótkimi przerwami -niekończące się tournée po najdalszych zakątkach świata. Wszystko relacjonuje oczywiście w social mediach.
Od kilku tygodni eksplorują wraz z Markiem Kujawą Amerykę Środkową i Południową. W tym czasie Kinga Rusin i jej ukochany zdążyli odwiedzić m.in. Gwadelupę, Martynikę czy Peru.
Zobacz też: Kinga Rusin nadaje z Peru i oznajmia: "Nie uwierzycie, ale jestem już trochę ZMĘCZONA". Współczujecie?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kinga Rusin pochwaliła się sesją zdjęciową wykonaną podczas jazdy konnej
W poniedziałek "reporterka bez granic" poinformowała, że znów zmieniła lokalizację. Kinia opuściła Limę i udała się na północ Peru. Jak przekazała w najnowszym poście, miejsce, w którym się zatrzymali, wybrał Marek.
Jest i moja niespodzianka! Plaża, konie i spełnienie marzenia, czyli galop brzegiem morza w kostiumie i na bosaka! Nie udało mi się w Kostaryce, ale udało się w Peru! To mi się śniło. Ale nie miałam pojęcia, że śnię na jawie. Jak ten Marek mnie dobrze zna! - pisze podekscytowana pod zdjęciami, na których możemy podziwiać, jak przyodziana w biały kostium kąpielowy galopuje brzegiem plaży, siedząc na grzebiecie brązowego konia.
Peru nie przestaje mnie zaskakiwać. W momencie, kiedy już niczego więcej się nie spodziewałam, kiedy zobaczyliśmy prawie wszystko, zostawiając tylko na następny raz Amazonię i Nazca, okazało się, że Peru ukrywa jeszcze jedną perełkę - kontynuuje swój "reportaż".
Kinga Rusin opowiada o kolejnym miejscu, w którym się zatrzymała
Dalej ujawnia, że partner zorganizował im pobyt w wyjątkowym miejscu.
Marek zabrał mnie na peruwiańskie "Lazurowe Wybrzeże". Na samą północ, do tutejszego kurortu Mancora. Nie jest tu łatwo dotrzeć, ale warto! Samo miasteczko jest urokliwe, a butikowe hoteliki i piękne wille nad brzegiem oceanu, w zamkniętej strefie "zona hotelera", w zaskakująco dobrym stylu boho. Coś jakby Tulum - tylko, że przed inwazją turystów. Plaża jest duża, pusta i bardzo długa. W sam raz na galop o zachodzie słońca albo długie, romantyczne spacery. Zaliczyliśmy jedno i drugie - opisuje 53-latka i dodaje, że w końcu mogli należycie się zrelaksować:
Nie mam pojęcia, jak Marek znalazł nasz hotel i cudny domek na samej plaży, z którego tarasu rozpościerał się widok na morze. Specjalnie dla nas rozpalono przed nim wieczorem ognisko, żebyśmy mogli przy jego blasku słuchać szumu fal, popijając tradycyjne peruwiańskie pisco sour. Można było zapomnieć o wszystkich trudach dotychczasowej podróży. Bardzo nam się ta regeneracja przyda przed... - kwituje, sugerując, że lada dzień pochwali się relacją z kolejnego miejsca.
Śledzicie podróżnicze poczynania Rusin?