Do Doroty Zawadzkiej za sprawą popularnej niegdyś produkcji TVN trwale przylgnął tytuł Superniani. We wspomnianym, emitowanym w latach 2006-2008 formacie, 59-latka pomagała przed kamerami mającym poważne problemy z pociechami rodzinom. Każdy z odcinków programu budził wśród widzów duże emocje, a stosowane przez naczelną nianię polskiego show biznesu metody wychowawcze już wtedy zdarzały się być krytykowane.
Choć w ostatnich latach Zawadzka przypominała o sobie sporadycznie, najczęściej przy okazji wpisów w social mediach, wszystko wskazuje na to, że znów będzie o niej głośno. Krytyka Polityczna wydała właśnie książkę, w której Anna Golus pochyla się nad tym, w jaki sposób Superniania próbowała przed laty poskromić problematyczne dzieci. W ramach promocji "Superniania kontra trzyletni Antoś. Jak telewizja uczy wychowywać dzieci" w sieci pojawił się wywiad z autorką dzieła. Kobieta mówi w nim wprost, że to, co widzieliśmy w programie z Dorotą, było przemocą.
To prawda, że zarówno polska, jak i oryginalna Superniania (bo ten program to brytyjski format) sprzeciwiały się biciu dzieci, ale co z tego, skoro zastępowały je innymi rodzajami przemocy i krzywdzenia. "Karny jeżyk" - jak klaps - to eufemizm, który ma maskować przemoc. Teoretycznie ta kara ma trwać zaledwie kilka minut, ale w praktyce trwała niekiedy całymi godzinami - mówi publicystka, następnie wspominając jedną ze scen w "Superniani", która doprowadziła ją do łez. Chodzi o odcinek, w którym kilkuletnia Wiktoria siedzi naga w wannie i płacze, a jej mama, Zawadzka oraz kamerzysta stoją nad nią w ciszy i ją lekceważą.
Według twórców programu ta scena - ewidentnie przez nich sprowokowana - miała być przykładem innej promowanej w tym programie metody wychowawczej, tzw. ignorowania histerii. W praktyce to po prostu ignorowanie dziecka, forma przemocy psychicznej i zaniedbania emocjonalnego, która krzywdzi tak samo jak bicie. Całkiem dosłownie: badania wykazały, że ból, jaki człowiek odczuwa, gdy jest ignorowany, aktywuje te same obszary w mózgu co ból fizyczny. Nie można więc powiedzieć, że "karny jeżyk" czy ignorowanie dzieci w celach innych niż kara są lepsze niż klapsy. Ten sposób traktowania dziecka jest krzywdzący zawsze - nawet bez tłumu obcych ludzi w domu, bez kamer i bez prowokowania dziecka. A co dopiero na planie programu telewizyjnego! - grzmi autorka książki. Kobieta zaznacza, że choć format miał na celu przekonać Polaków do wychowywania bez przemocy, był bardzo szkodliwy:
(...) Ten program - jak twierdzili twórcy, w tym odtwórczyni tytułowej roli - miał zmieniać wzory kulturowe (np. zwalczać przemoc wobec dzieci), ale w praktyce odzwierciedlał je i utrwalał. Dziecko znajduje się w tej hierarchicznej strukturze najniżej, trzeba je poskromić, złamać. Chęć wyrażenia przez dziecko własnego zdania bywa interpretowana przez dorosłych jako bunt, histeria, w przypadku starszych dzieci jest nawet medykalizowana, określana np. jako ADHD, albo nawet zaburzenia opozycyjno-buntownicze - tłumaczy, uderzając w samą Zawadzką:
(...) I tu wracamy do hierarchiczności naszej kultury. Ludzie traktują ekspertkę telewizyjną jak autorytet. Żyjemy też w kulturze celebryckiej, więc sam fakt, że ktoś jest z telewizora...
Przyjeżdża drogim samochodem i ogląda rodzinę na markowym laptopie - jak Superniania - wtrąca rozmówczyni Golus.
To jej daje władzę, której rodzice, nawet cierpiąc, się podporządkowują. Bo tak działa władza. Oni są gnojeni przez władzę i godzą się na gnojenie swoich dzieci, bo telewizja jest w hierarchii wyżej - kontynuuje Anna i zdradza, jak wyglądały kulisy nagrywania programu:
Były jednak takie odcinki, z udziału, w których dorośli chcieli zrezygnować, ale nie mogli przerwać nagrań. Chcieli to zrobić na przykład rodzice Wiktorii, ale nie mieli pieniędzy na karę umowną. Bo ci ludzie podpisywali klauzulę poufności, nie wolno im mówić o tych programach ani się z nich wycofać.
Podczas wywiadu kobieta przytacza także słowa 9-letniego Oskara, którego próbowała poskromić w jednym z odcinków Dorota:
(...) Kiedy Zawadzka powiedziała do operatora kamery, nie do niego, "nie mieści mi się to w głowie", Oskar powiedział do niej: "No to może powiększ sobie łeb". To było wspaniałe! - wspomina. Przez te wszystkie lata pracy nad tematem przemocy wobec dzieci ja właśnie usiłowałam powiększyć sobie łeb, bo nie mieści mi się w głowie, jak można tak postępować. I chociaż już wiem, już rozumiem bardzo wiele, nadal nie mogę tego pojąć.
Głos w sprawie postanowiła zabrać już sama Superniania.
W związku z artykułem, który wczoraj pojawił się w sieci, a o który wiele/wielu z was mnie pyta, odpowiem, że oczywiście się do niego ustosunkuję - zaczyna w facebookowym wpisie i tłumaczy zwłokę:
Czekam jednak na książkę od wydawnictwa KrytykaPolityczna.pl, by nie komentować jedynie wywiadu z autorką - pisze, dodając na zakończenie, że... dostaje groźby karalne:
Proszę Was o cierpliwość, a tych, którzy życzą mi więzienia, śmierci lub raka z przerzutami i wszelkich chorób, o sekundę refleksji - czytamy.