O Sławomirze Świerzyńskim jest ostatnio bardzo głośno. Wszystko dlatego, że opływający w luksusy lider Bayer Full miał otrzymać dodatkowe 550 tys. złotych. z Funduszu Wsparcia Kultury. Wokalista brylował w mediach, gdzie przekonywał, że takie pieniądze mu się zwyczajnie należą. Twierdził m.in., że jego muzyka może pomóc ludziom w walce z wirusem...
Podczas jednego z wywiadów (tego, w którym Świerzyński obraził członków zespołu Kult) padły też ciekawe deklaracje dotyczące zarobków. Pieśniarz disco polo został zapytany o to, co sądzi o wynagrodzeniu dla pracowników służby zdrowia, którzy czasem otrzymują ok. 3 tysięcy brutto za swoją ciężką pracę.
Dla mnie to jest bardzo dużo, bo nie zarabiam nic, jestem na bezrobociu. Ja sobie poradzę, jestem z wykształcenia stroicielem, muzykiem, nauczycielem. Niestety pielęgniarzem już nie zostanę, bo jestem na to za stary - stwierdził na antenie Polsat News.
To oświadczenie brzmi dość ciekawe, gdy zestawimy je z wypowiedzią Świerzyńskiego sprzed 6 lat. Wtedy chwalił się w rozmowie z "Wprost", że nie pracowałby za marne 10 tysięcy złotych miesięcznie, bo sam zarabia o wiele więcej. Próbował w ten sposób wyjaśnić, że kariera polityczna byłaby dla niego za mało lukratywna.
10 tys. zł poselskiej pensji? Ja zarabiam o wiele większe pieniądze i to są bardzo uczciwie zarobione pieniądze, jak byk, wszystko, panie Dudo, umowy śmieciowe. Ten facet, ten Duda mnie drażni. 35 lat pracuję na umowach-zleceniach, na umowach śmieciowych i jakoś nie narzekam - twierdził Świerzyński w 2014 roku.
Myślicie, że dumny właściciel gigantycznej posiadłości, prywatnego jachtu i helikoptera dostanie 550 tysięcy, które początkowo przyznało mu ministerstwo Glińskiego?