Ray Liotta nie żyje. Taką wiadomość w czwartek wieczorem podał jako pierwszy serwis Deadline. Aktor zmarł podczas pobytu na Dominikanie, gdzie brał udział w zdjęciach do nowego filmu pt. "Dangerous waters".
Źródło serwisu TMZ ujawnia, że Liotta zmarł we śnie i "nie ma podejrzeń", że śmierć nastąpiła z przyczyn innych niż naturalne. Aktorowi towarzyszyła na Dominikanie narzeczona, Jacy Nittolo.
Ray Liotta zasłynął rolą w filmie Martina Scorsese "Chłopcy z Ferajny" z 1990 roku, w którym grał gangstera Henry'ego Hilla. Na ekranie partnerowali mu m.in. Robert De Niro i Joe Pesci. Sukces filmu otworzył Liotcie drzwi do kariery w Hollywood. Ray zagrał m.in. w takich hitach jak "Cop Land", "Pole marzeń" czy "Historia małżeńska". Na koncie miał m.in. nagrodę Emmy i nominację do Złotego Globu.
W ostatnich latach Ray Liotta sporo pracował. Wystąpił m.in. w filmach "Bez gwałtownych ruchów" i "Wszyscy święci New Jersey", które trafiły do kin. Mówiło się o jego "wielkim powrocie". Tymczasem fani byli zaniepokojeni pogarszającym się wyglądem aktora. Świadkowie, którzy widzieli go w marcu pod jednym z hoteli, mówili, że był "blady, powolny i chwiał się na nogach", a Jacy musiała pomagać mu nieść bagaże.
Ostatnie zdjęcia Raya Liotty pochodzą z 1 maja. Widać na nich aktora zmierzającego z narzeczoną do włoskiej restauracji "Spruzzo" w Pacific Palisades, gdzie zjedli wczesną kolację. Ray wydawał się być w całkiem niezłej formie.
Śmierć Raya Liotty odbiła się szerokim echem w mediach na całym świecie i poruszyła środowisko filmowe.
Jestem bardzo zasmucony wiadomością o odejściu Raya. Był jeszcze zbyt młody, by odejść - skomentował Robert De Niro.
Ray Liotta miał 67 lat.