W ostatnich latach Renee Zellweger zaliczyła jeden z najbardziej spektakularnych powrotów na szczyt w historii Hollywood. Amerykanka na własne życzenie skazała się na niełaskę producentów, poddając się serii zabiegów "upiększających", które kompletnie zmieniły jej rysy twarzy. Rozżalona gwiazda postanowiła zrobić sobie wtedy sześcioletnią przerwą od grania i popracować nad swoją kondycją psychiczną.
Urlop od pracy ewidentnie zdziałał cuda, o czym świadczyć może zdobycie Złotego Globa i Oscara za tytułową rolę w filmie "Judy". Triumf ten sprawił, że Zellweger znów jest gorącym nazwiskiem w branży filmowej - aktorka może teraz przebierać w ofertach, wybierając tylko te najbardziej lukratywne.
Renee będzie teraz gwiazdą serialu "The Thing About Pam" opowiadającym o zabójstwie Betsy Farii, którym przed laty żyła cała Ameryka. O śmierć kobiety oskarżono początkowo jej męża, Russa. Sąd uznał mężczyznę za winnego i skazał go na dożywocie. Po kilku latach policjantom udało się jednak udowodnić, że Faria został wrobiony, zaś prawdziwą sprawczynią morderstwa była najprawdopodobniej niejaka Pam Hupp. To właśnie w nią wcieli się Zellweger.
W poniedziałek aktorka była widziana na planie produkcji w Nowym Orleanie, prezentując w pełnej krasie swoje nowe oblicze. Kompletnie odmieniona 52-latka na potrzeby roli miała sztuczny nos, zmarszczki i kilkadziesiąt kilogramów nadwagi. Dwie dekady temu gwiazda przybrała na wadze do roli Bridget Jones 14 kg, żeby później latami borykać się z efektem yo-yo. Do roli Pam Hupp na szczęście nie musiała tyć, bo sprawę załatwił specjalny kostium, tzw. fat suit.
Doceniacie kunszt charakteryzatorów pracujących przy filmie?