Maja Ostaszewska, jako jedna z pierwszych osób publicznych, ruszyła na polsko-białoruską granicę, aby pomagać uwięzionym tam uchodźcom. Jej szlachetne intencje zostały zaatakowane przez prawicowych dziennikarzy i polityków, a ona sama musiała mierzyć się z hejtem.
Pod koniec maja polski żołnierz został ugodzony nożem przez osobę z tłumu migrantów szturmujących zaporę na granicy polsko-białoruskiej. Lekarzom nie udało się go uratować.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dla dziennikarza TV Republika był to pretekst do rozmowy z Mają Ostaszewską podczas protestu przed Sejmem, który miał miejsce 11 czerwca. W pewnym momencie wymiana zdań między nimi zrobiła się, delikatnie mówiąc, nieprzyjemna.
Co ma pani dzisiaj do powiedzenia rodzinie zamordowanego żołnierza? Pani się udzielała na granicy. Czy dzisiaj pani przeprosi tych wszystkich żołnierzy i strażników granicznych? Stać panią na taką odwagę, żeby przeprosić? - zapytał reporter.
Pan mnie atakuje. Oczywiście nie mam za co przepraszać. Bardzo współczuję rodzinie zamordowanego żołnierza. Tyle mam do powiedzenia. Nie zrobiłam nic złego strażnikom granicznym. Nie brałam udziału w hejcie. I proszę mnie nie atakować. (...) Jest mi bardzo przykro, że coś tak tragicznego się zdarzyło. I jest mi bardzo przykro, że na granicy panuje taki chaos - odpowiedziała aktorka.
Czyli to nie są już matki z dziećmi? - kontynuował.
Na granicy są również matki z dziećmi. Dwa tygodnie temu były zdjęcia matki z maleńkim dzieckiem, z noworodkiem i nieletnie dziewczyny z Somalii - usłyszał od Ostaszewskiej.
Te nieletnie dziewczynki rzucają kamieniami? - nie dawał za wygraną.
Tak pan uważa, że dzieci atakują? Naprawdę? Małe dzieci nie atakują, to jest grupa bardzo zróżnicowana, to są ludzie z różnych krajów. I oczywiście, że w takiej grupie zawsze może się znaleźć ktoś niebezpieczny. (...) Proszę dać mi święty spokój - ucięła rozmowę.