Choć tegoroczny mundial dla wielu zapadnie w pamięci z racji kwalifikacji Biało-Czerwonych do 1/8 finału mistrzostw świata, to cieniem na naszym sukcesie położyły się doniesienia o planowanej wielomilionowej premii dla piłkarzy. Dziennikarze Wirtualnej Polski obnażyli plany Mateusza Morawieckiego i jego doradcy, którzy mieli obiecać reprezentacji i sztabowi za awans aż 30 milionów złotych.
Nie będzie premii dla piłkarzy. "Zrobiono z nas nie wiem jakich chciwców"
Niedługo po wybuchu medialnej afery Mateusz Morawiecki postanowił zabrać głos w sprawie. Premier opublikował na Facebooku wpis, w którym podkreślił, że polska piłka owszem wymaga dofinansowania, jednak premii dla piłkarzy nie będzie. Co prawda w komentarzach nie zostawiono na nim suchej nitki, ale nie można stwierdzić, że przynajmniej nie próbował stawić czoła rozzłoszczonym podatnikom.
Uważam również, że nagradzanie za wyniki na najbardziej prestiżowych turniejach jest ważnym elementem całości systemu i zarazem rolą Związku oraz głównych sponsorów. Na koniec wprost: nie będzie rządowych środków na premie dla piłkarzy - pisał.
Sami piłkarze niechętnie odnosili się do sprawy. Co prawda w rozmowie z Polsat Sport głos zabrał "jeden z bardziej istotnych graczy", który żalił się, że "zrobiono z nich nie wiem jakich chciwców", ale najwyraźniej nikt nie chciał skomentować afery pod nazwiskiem. W końcu przełamał się jednak Robert Lewandowski, który właśnie ujawnił, jak wyglądała sprawa z ich perspektywy.
Robert Lewandowski komentuje niedoszłą wielomilionową premię
Piłkarz zgodził się na rozmowę z Przeglądem Sportowym, a pytania z ramienia redakcji zadawał podczas wywiadu Bartosz Węglarczyk. Zaczął dość lekko, bo od pytania o to, jak to wszystko się zaczęło, jednak Robert zaczął się tłumaczyć już w pierwszych zdaniach. Jak twierdzi, była to jedynie luźna rozmowa, a nie poważne deklaracje i piłkarze nie potraktowali nawet sprawy na serio.
To spotkanie trwało tak naprawdę parę minut przed naszym wyjazdem z hotelu na lotnisko. To była luźna rozmowa. Tam padła z ust premiera jakaś deklaracja, ale powiem szczerze, że my, piłkarze, nie traktowaliśmy tego tak bardzo poważnie. Nigdy nie było żadnej rozmowy, skąd by ta premia miała być, z jakich środków. Dla nas to były takie trochę wirtualne pieniądze - twierdzi Lewandowski i zapewnia: My niczego nie oczekiwaliśmy, niczego nigdy się nie domagaliśmy i też nie wyciągnęliśmy rąk po publiczne pieniądze. Jest oczywiste, że lepiej, aby w ogóle tego tematu nie było, bo nie jechaliśmy na mundial dla pieniędzy, chcę to jasno powiedzieć. My traktujemy piłkę nożną i reprezentację przede wszystkim jako dumę.
Robert utrzymuje też, że on i reszta zarabiają na piłce przede wszystkim w klubach, a premie dostają wyłącznie z PZPN. Gra w ramach reprezentacji z kolei "nie jest ich pracą" i nie występują w polskich barwach wyłącznie dla pieniędzy. "Lewy" przyznaje natomiast, że poproszono ich o wstępne podzielenie wspomnianej premii, ale "rozmowa trwała pięć minut" i nie skupiali na tym szczególnej uwagi.
Słyszałem wiele nieprawdziwych informacji na ten temat. Chcę więc jasno powiedzieć, że nie było żadnego sporu w reprezentacji między nami a sztabem czy trenerem. Zostaliśmy poproszeni, jako rada drużyny, żeby stworzyć nowy procentowy system podziału tej ewentualnej premii między zawodnikami. Uznaliśmy między sobą, że ten system solidarnie powinien też obejmować zawodników rezerwowych. Wiedzieliśmy jednocześnie, jak wspomniałem wcześniej, że mówimy o wirtualnych pieniądzach i nie podchodziliśmy do tego zbyt serio. To nawet nie zostało nigdzie spisane, a cała rozmowa o podziale premii trwała pięć minut. W imieniu drużyny jako kapitan poszedłem do trenera przekazać nasze ustalenia, a trener przyjął je do wiadomości. Nikt z nas nie wiedział, czy te pieniądze będą, na jakich zasadach i skąd. I tak naprawdę nie chcieliśmy o tym myśleć i rozmawiać w trakcie turnieju, więc szybko chcieliśmy zamknąć ten temat i skupić się na tym, co dla nas jest najważniejsze. I cała historia tej premii tak naprawdę w tych paru minutach się zamknęła - mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Robert Lewandowski mówi wprost, czy przyjąłby premię od premiera
Lewandowski ujawnia również, że rozmowa miała się odbyć dzień po meczu z Argentyną, a po starciu z Francją temat już nie wrócił. Narzeka przy tym, że piłkarze i kibice zostali ofiarami "wojny polsko-polską", która nikomu nie pomaga.
Temat był rzucony ze sztabu. Myśmy naprawdę nie wiedzieli, czy te pieniądze w ogóle będą, więc chcieliśmy ten temat szybko zamknąć, mieć go z głowy i skupić się na grze - zapewnia, a o atmosferze skandalu mówi tak: Cała ta sprawa stała się trochę pretekstem do rozpętania wojny polsko-polskiej, w której jest chyba dużo polityki, sporów różnych frakcji, również wokół PZPN-u, wokół zwolenników i przeciwników trenera. Tylko że to wszystko się dzieje poza piłkarzami, którzy razem z kibicami są ofiarami tej sytuacji. Każdy głos jest wykorzystywany, przekręcony, dopasowany do tezy, która danej osobie pasuje. I chyba piłka, zamiast łączyć ludzi, to nas tu podzieliła. I to jest dla mnie najgorsze.
Węglarczyk zapytał jeszcze "Lewego" wprost, czy przyjąłby premię od premiera i co by mu dziś odpowiedział.
Ja bym powiedział panu premierowi, że mamy premie ustalone z PZPN-em. Jak rozumiem, decyzja już zapadła, że żadnej premii z publicznych pieniędzy dla piłkarzy nie będzie. I bardzo dobrze. Ja się z tą decyzją zgadzam i niech to też będzie lekcja dla nas wszystkich - zaapelował.
Przekonujące tłumaczenie?